Tysiąc osób pikietuje w obronie zwolnionego związkowca
Około tysiąca działaczy Solidarności wzięło udział w proteście w obronie praw pracowniczych, który odbył się w Radomiu. Główną przyczyną było bezprawne - ich zdaniem - zwolnienie z pracy jednego z członków Komisji Krajowej "S" Kazimierza Staszewskiego.
02.10.2009 | aktual.: 02.10.2009 15:58
Jest on również radomskim radnym PiS oraz szefem Komisji Zakładowej w Zakładzie Transportu Energetyki w Radomiu. Na początku września Staszewski i kilku innych pracowników ZTE otrzymało wypowiedzenia z pracy. W ich obronie związkowcy z całej Polski - m.in. wraz z szefem "S" Januszem Śniadkiem - przyjechali do Radomia, by protestować przed siedzibą zakładu.
Protestowi towarzyszyły wystrzały z petard, dźwięki trąbek i skandowanie przeciw prezesowi zarządu ZTE. Związkowcy spalili też baner wywieszony na zakładowym budynku przez część załogi, która nie poparła Staszewskiego.
Śniadek powiedział, że celem pikiety w Radomiu była nie tylko obrona radomskiego związkowca, ale i chęć uświadomienia opinii publicznej, że w Polsce prowadzona jest "antyzwiązkowa krucjata". - Elity gospodarcze, polityczne tworzą antyzwiązkowy klimat. Opowiadanie o tym, że związki to relikt PRL-u, przeszkoda w rozwoju kraju - to wszystko tworzy klimat nagonki i walki ze związkami zawodowymi - mówił.
Według "S", oficjalnym powodem zwolnienia radomskiego związkowca była "utrata zaufania zarządu spółki". Staszewskiemu zarzucono m.in. bezpodstawne sprowadzenie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy i zawiadomienie organów ścigania o nieistniejących nadużyciach i nieprawidłowościach w spółce.
Śniadek powiedział, że Staszewski jest szykanowany za to, że wielokrotnie upominał się o prawa pracowników i wskazywał nieprawidłowości w działalności firmy.
Zdaniem szefa radomskiej Solidarności Zdzisława Maszkiewicza, w ZTE mogło dochodzić do wymuszania na pracownikach sprzedaży udziałów i rezygnacji z członkostwa w Związku.
ZTE Radom jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. W 2001 r. przedsiębiorstwo państwowe zostało sprywatyzowane na zasadzie akcjonariatu pracowniczego.
Śniadek podkreślił, że Staszewski jako szef komisji zakładowej "S" i radny miejski podlegał przy zwalnianiu podwójnej ochronie. - Nie zachowano procedury konsultacji decyzji, ani ze związkami, ani z Radą Miejską w Radomiu, którą o zamiarze zwolnienia radnego powiadomiono w tym samym dniu, w którym dostał on wypowiedzenie - stwierdził przewodniczący "S". Dodał, że radni jednogłośnie nie zgodzili się na jego zwolnienie. Staszewski odwołał się do sądu pracy; sprawa jest w toku.