Zakaz jedzenia na ulicy. Kebab tylko w domu lub w aucie
Wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek oznacza zakaz jedzenia, picia i palenia w przestrzeni publicznej. Każdej, za wyjątkiem pociągu.
13.10.2020 07:55
Od soboty obowiązuje rozporządzenie Rady Ministrów, które nakłada na wszystkich mieszkańców tzw. żółtych stref obowiązek noszenia maseczek.
A ponieważ ze względu na gwałtowny wzrost liczby zakażeń żółtą strefą objęto cały kraj, maseczki trzeba nosić wszędzie. Wyłączony z zakazu jest tylko zamknięty katalog osób, o którym mówi rozporządzenie.
Miejscami przepisy są jednak mało precyzyjne i zostawiają pole do nadinterpretacji, a czasem prowadzą do absurdów.
Kanapki, cukierki i zakaz palenia
W przestrzeni publicznej, jak np. na ulicach czy w pojazdach komunikacji publicznej, maseczki trzeba nosić i nie wolno ich zdejmować.
Oznacza to, że na ulicy nie wolno jeść i pić. Chyba że jesteśmy w stanie to zrobić mając na twarzy maseczkę. Nie ma więc już szans na tak popularnego w Polsce kebaba na świeżym powietrzu bez groźby surowej kary. Za złamanie przepisów grozi mandat do 500 zł. Jeśli sprawa trafi do wyższej instancji, grzywny zaczynają się od 5 tys. zł.
- Taki sam nakaz obowiązywał wiosną. Według obowiązującej wtedy interpretacji przepisy nie zawierały wyjątków, które pozwalałyby zdjąć maseczkę do jedzenia. Teraz też takich wyjątków nie ma, więc zasada jest taka sama - mówi w rozmowie z money.pl rzecznik prasowy GIS Jan Bondar.
- Bary z jedzeniem na wynos nadal mogą funkcjonować, możemy sobie kupić posiłek, ale zjeść go możemy tylko w domu, w miejscu pracy, gdzie maseczkę można zdjąć, czy w samochodzie.
I dotyczy to nie tylko lodów, hamburgerów czy gofrów, ale nawet cukierka czy gumy do żucia.
Co więcej, taka interpretacja przepisów oznacza, że w przestrzeni publicznej na terenie całego kraju obowiązuje zakaz palenia, bo do tego też maseczkę należy zdjąć.
Jedynym wyjątkiem dotyczącym jedzenia, który ustawodawca zdecydował się wpisać do rozporządzenia, jest pociąg.
Jak czytamy w rozporządzeniu, obowiązku zakrywania ust i nosa nie stosuje się w przypadku "spożywania posiłków lub napojów po zajęciu miejsca siedzącego w pociągu objętym obowiązkową rezerwacją miejsc, w tym posiłków i napojów wydawanych na pokładzie pociągu".
Na rowerze, na deskorolce, piechotą
Wśród osób, których nakaz noszenia maseczek nie dotyczy, są sportowcy.
- Przypadki uprawiania sportu są z góry nastawione na to, by zdrowie promować, natomiast zakładamy, że w przestrzeni miejskiej aktywności sportowe obciążone są ryzykiem zakażenia. Przyjęliśmy linię demarkacyjną. To, co robione jest w przestrzeni miejskiej, niesie się z obowiązkiem noszenia maseczki. Dotyczy to również jazdy na rowerze - powiedział podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej szef resortu zdrowia Adam Niedzielski.
- W parkach, terenach zielonych ten obowiązek nie jest konieczny, o ile można zachować dystans (1,5 m - przyp. red.). Bardzo ważne jest stosowanie przepisów w dobrej wierze. Oczywiście zawsze znajdzie się wyjątkowa sytuacja, w której będzie można wykazać, że takie ryzyko nie jest duże. Interpretujmy przepisy w dobrej wierze - apeluje minister.
Minister sobie, a przepisy sobie. Bo z treści rozporządzenia Rady Ministrów, które obowiązuje od soboty, wynika coś zupełnie innego.
Według rozporządzenia Rady Ministrów, obowiązku noszenia maseczek nie stosuje się wobec "sędziego, trenera oraz osoby uprawiającej sport". Tyle. Nie ma mowy o żadnej "linii demarkacyjnej".
Zapis jest krótki i lakoniczny, przez co budzi sporo wątpliwości. Nie wiadomo, czy za "uprawianie sportu" można uznać jazdę na rowerze czy deskorolce w drodze do pracy.
Nie wiadomo, do jakiej definicji sportu się odnosi, może więc prowadzić do absurdalnych sytuacji.
Jedną z nich przytoczył poseł Konfederacji Artur Dziambor, który zapytał premiera w interpelacji, czy osoby grające w szachy w przestrzeni publicznej muszą nosić maseczki.
O to, jak interpretować zapis rozporządzenia i czy rząd planuje go doprecyzować, zapytaliśmy zarówno rzecznika rządu, jak i resort zdrowia. Na odpowiedź czekamy.