Trwa ładowanie...

Zdjęcie kontenera "dla nauczycieli" obiegło sieć. Dyrektor szkoły tłumaczy nam, jaka jest prawda

Kontener, jakich wiele na placach budów, stanął przy Szkole Podstawowej w Rusi (woj. warmińsko-mazurskie). Lokalna telewizja podała, że posłuży on jako pokój nauczycielski, bo przez reformę edukacji zabrakło na niego miejsca w budynku. Dyrektor szkoły twierdzi, że prawda jest inna. Nie oznacza to jednak, że szkoły nie mają problemów.

Zdjęcie kontenera "dla nauczycieli" obiegło sieć. Dyrektor szkoły tłumaczy nam, jaka jest prawdaŹródło: PAP, fot: Marcin Bielecki
d1onwkp
d1onwkp

Zdjęcie kontenera, który rzekomo ma służyć nauczycielom ze Szkoły Podstawowej w Rusi jako pokój nauczycielski, zamieściła m.in. Telewizja Regionalna Retv. Przyczyną niecodziennego ruchu władz placówki miał być brak miejsca w budynku. W swoim artykule telewizja cytuje także dyrektora Marka Kotlińskiego, który mówi "dzieci są dla nas najważniejsze, one muszą mieć komfortowe warunki, my nauczyciele nie jesteśmy najważniejsi, jakoś damy sobie radę."

W rozmowie z Wirtualną Polską dyrektor precyzuje jednak, że nikt nie przenosi nauczycieli do kontenera. Przyznaje, że być może sam "chlapnął" za dużo, ale miało to być raczej formą żartu. - Prawdą jest, że szkoła jest przepełniona, dlatego w pobliskim Bartągu powstaje filia naszej placówki, do której przeniosą się najmłodsze dzieci. Jej budowę zaplanowano jednak na długo przed tym, jak zaczęto mówić o reformie edukacji, a teraz próbuje się mnie wciągać w jakieś polityczne rozgrywki. Już w ubiegłym roku mieliśmy bardzo dużo uczniów, ale radzimy sobie - mówi dyrektor Kotliński. Tłumaczy też, że sam kontener to podarunek od jednego z rodziców. - Przed rozpoczęciem roku szkolnego informowałem, że sytuacja na początku, czyli do końca budowy nowej szkoły, będzie trudna, że są pewne niedogodności. Jeden z rodziców zaoferował, że może nam podarować ten kontener. Postawiliśmy go przed wejściem do szkoły, bo akurat tam było miejsce - podkreśla.

Zobacz także: Co się zmieniło od 1 września?

Dyrektor wyjaśnia też, że kontener nie jest nowym pokojem nauczycielskim. - Pełni raczej funkcję magazynową. Będziemy wykorzystywać go do różnych celów. Faktycznie w dotychczasowym pokoju nauczycielskim będą odbywać się lekcje, ale będą to tzw. godziny wychowawcze, więc nie było konieczności przerabiania go w jakiś szczególny sposób - tłumaczy.

d1onwkp

Prawdziwe problemy związane z reformą edukacji wskazuje gdzie indziej. - Placówki oświatowe są niedoinwestowane, brakuje pieniędzy na sprzęt dla uczniów. Teraz naszym zmartwieniem był zakup mebli dla starszych uczniów. Tym bardziej że firmy je produkujące nie wyrabiają z dostawami. I tu też przyda się nowy kontener, bo gdzieś musimy składować te mniejsze ławki i krzesła. Przecież ich nie wyrzucę, bo za chwile będą potrzebne w naszym nowym oddziale - mówi Marek Kotliński.

Dyrektora szkoły w Rusi martwi medialny szum wokół kontenera. - Od rana muszę się tłumaczyć, zamiast zająć się pracą. Ktoś złośliwy rozsiał plotki i tak to się roznosi dalej - mówi.

Nauczyciele pilnie potrzebni

Przed rozpoczęciem roku szkolnego w kontekście nauczycieli mówiło się głównie o zwolnieniach. Związek Nauczycielstwa Polskiego podawał, że od 1 września pracę miało stracić 9,4 tys. nauczycieli, a 22 tys. nie będzie miało pełnego etatu. Tymczasem okazuje się, że nie brakuje ofert pracy. Tyle tylko, że wiele z nich dotyczy gimnazjów, a to nie daje stabilizacji, dlatego nauczyciele wolą uczyć w innych miejscach - najczęściej prywatnych - lub po prostu zmienić branżę.

Ale wakaty są także w podstawówkach. Mariola Pietroń-Ratyńska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 267 na warszawskim Żoliborzu, w rozmowie ze stołeczną "Wyborczą" przyznaje, że wpływ na taki stan rzeczy ma reforma edukacji. - Zwiększyła się w szkole liczba oddziałów, mamy siódmoklasistów, więcej godzin - wyjaśnia.

d1onwkp

Również dyrektor szkoły w Rusi przyznaje, że problem jest. - Mi się udało zabezpieczyć kadrę, ale w wielu szkołach brakuje nauczycieli. Największy problem jest z posadami, gdzie nie ma pełnego etatu. Ludzie nie chcą pracować po kilka godzin w tygodniu i trudno im się dziwić. Szukają innego zajęcia - mówi.

Brak rąk do pracy w podstawówkach zaskoczył ZNP. Urszula Woźniak, prezes oddziału ZNP Warszawa Mokotów, Ursynów, Wilanów, w rozmowie z "Wyborczą" tłumaczy, że takiego ruchu na tym poziomie nauczania nigdy nie było. Dodaje jednak, że samego chaosu związanego z reformą się spodziewała. - Trudno przewidzieć, kiedy sytuacja się ustabilizuje - komentuje.

d1onwkp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1onwkp