Zdjęcie kontenera "dla nauczycieli" obiegło sieć. Dyrektor szkoły tłumaczy nam, jaka jest prawda

Kontener, jakich wiele na placach budów, stanął przy Szkole Podstawowej w Rusi (woj. warmińsko-mazurskie). Lokalna telewizja podała, że posłuży on jako pokój nauczycielski, bo przez reformę edukacji zabrakło na niego miejsca w budynku. Dyrektor szkoły twierdzi, że prawda jest inna. Nie oznacza to jednak, że szkoły nie mają problemów.

Zdjęcie kontenera "dla nauczycieli" obiegło sieć. Dyrektor szkoły tłumaczy nam, jaka jest prawda
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Bielecki
Patryk Skrzat

11.09.2017 | aktual.: 11.09.2017 13:40

Zdjęcie kontenera, który rzekomo ma służyć nauczycielom ze Szkoły Podstawowej w Rusi jako pokój nauczycielski, zamieściła m.in. Telewizja Regionalna Retv. Przyczyną niecodziennego ruchu władz placówki miał być brak miejsca w budynku. W swoim artykule telewizja cytuje także dyrektora Marka Kotlińskiego, który mówi "dzieci są dla nas najważniejsze, one muszą mieć komfortowe warunki, my nauczyciele nie jesteśmy najważniejsi, jakoś damy sobie radę."

W rozmowie z Wirtualną Polską dyrektor precyzuje jednak, że nikt nie przenosi nauczycieli do kontenera. Przyznaje, że być może sam "chlapnął" za dużo, ale miało to być raczej formą żartu. - Prawdą jest, że szkoła jest przepełniona, dlatego w pobliskim Bartągu powstaje filia naszej placówki, do której przeniosą się najmłodsze dzieci. Jej budowę zaplanowano jednak na długo przed tym, jak zaczęto mówić o reformie edukacji, a teraz próbuje się mnie wciągać w jakieś polityczne rozgrywki. Już w ubiegłym roku mieliśmy bardzo dużo uczniów, ale radzimy sobie - mówi dyrektor Kotliński. Tłumaczy też, że sam kontener to podarunek od jednego z rodziców. - Przed rozpoczęciem roku szkolnego informowałem, że sytuacja na początku, czyli do końca budowy nowej szkoły, będzie trudna, że są pewne niedogodności. Jeden z rodziców zaoferował, że może nam podarować ten kontener. Postawiliśmy go przed wejściem do szkoły, bo akurat tam było miejsce - podkreśla.

Dyrektor wyjaśnia też, że kontener nie jest nowym pokojem nauczycielskim. - Pełni raczej funkcję magazynową. Będziemy wykorzystywać go do różnych celów. Faktycznie w dotychczasowym pokoju nauczycielskim będą odbywać się lekcje, ale będą to tzw. godziny wychowawcze, więc nie było konieczności przerabiania go w jakiś szczególny sposób - tłumaczy.

Prawdziwe problemy związane z reformą edukacji wskazuje gdzie indziej. - Placówki oświatowe są niedoinwestowane, brakuje pieniędzy na sprzęt dla uczniów. Teraz naszym zmartwieniem był zakup mebli dla starszych uczniów. Tym bardziej że firmy je produkujące nie wyrabiają z dostawami. I tu też przyda się nowy kontener, bo gdzieś musimy składować te mniejsze ławki i krzesła. Przecież ich nie wyrzucę, bo za chwile będą potrzebne w naszym nowym oddziale - mówi Marek Kotliński.

Dyrektora szkoły w Rusi martwi medialny szum wokół kontenera. - Od rana muszę się tłumaczyć, zamiast zająć się pracą. Ktoś złośliwy rozsiał plotki i tak to się roznosi dalej - mówi.

Nauczyciele pilnie potrzebni

Przed rozpoczęciem roku szkolnego w kontekście nauczycieli mówiło się głównie o zwolnieniach. Związek Nauczycielstwa Polskiego podawał, że od 1 września pracę miało stracić 9,4 tys. nauczycieli, a 22 tys. nie będzie miało pełnego etatu. Tymczasem okazuje się, że nie brakuje ofert pracy. Tyle tylko, że wiele z nich dotyczy gimnazjów, a to nie daje stabilizacji, dlatego nauczyciele wolą uczyć w innych miejscach - najczęściej prywatnych - lub po prostu zmienić branżę.

Ale wakaty są także w podstawówkach. Mariola Pietroń-Ratyńska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 267 na warszawskim Żoliborzu, w rozmowie ze stołeczną "Wyborczą" przyznaje, że wpływ na taki stan rzeczy ma reforma edukacji. - Zwiększyła się w szkole liczba oddziałów, mamy siódmoklasistów, więcej godzin - wyjaśnia.

Również dyrektor szkoły w Rusi przyznaje, że problem jest. - Mi się udało zabezpieczyć kadrę, ale w wielu szkołach brakuje nauczycieli. Największy problem jest z posadami, gdzie nie ma pełnego etatu. Ludzie nie chcą pracować po kilka godzin w tygodniu i trudno im się dziwić. Szukają innego zajęcia - mówi.

Brak rąk do pracy w podstawówkach zaskoczył ZNP. Urszula Woźniak, prezes oddziału ZNP Warszawa Mokotów, Ursynów, Wilanów, w rozmowie z "Wyborczą" tłumaczy, że takiego ruchu na tym poziomie nauczania nigdy nie było. Dodaje jednak, że samego chaosu związanego z reformą się spodziewała. - Trudno przewidzieć, kiedy sytuacja się ustabilizuje - komentuje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (213)