Praca w polskim januszeksie. Co historia Giftpolu mówi o szefach?
Wpis anonimowej internautki sprawił, że internet niemal eksplodował. Kobieta poskarżyła się, że pracodawca zwolnił ją przez Skype'a po trzech dniach od zatrudnienia, oskarżając o zbyt wolne tempo pracy. Lawina skarg na tzw. "januszex" ruszyła i trudno ją będzie zatrzymać.
Ta historia budzi emocje, ponieważ każdy z nas zna, lub sam przeżył przykład takiego bardzo niesprawiedliwego potraktowania przez pracodawcę. Dlatego łatwo nam się z nią utożsamiać - opowiada WP Finanse Maja Gojtowska, ekspertka ds. rynku pracy.
Opowieści o pracach w tzw. januszexach, czyli niewielkich firmach prowadzonych żelazną ręką przez właściciela, krążą między pracownikami w zasadzie od zawsze. Wyróżniki? Wybitna niechęć właściciela, czyli "janusza biznesu", do dzielenia się zyskami z zatrudnionymi, przekonanie o własnej nieomylności, traktowanie pracowników w kategoriach niechcianego, acz koniecznego kosztu prowadzenia działalności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polak stworzył potęgę - Panattoni to największy deweloper przemysłowy w Europie - Biznes Klasa #21
Jak jedno zwolnienie rozgrzało internet do czerwoności
Co najmniej część z tych cech internauci odnaleźli w prezesie firmy Giftpol z Radomia. Cała historia zaczęła się, gdy użytkowniczka serwisu X o nicku "Petrichor" doniosła, że została zwolniona trzeciego dnia pracy. Powód? Graficzka oddała tylko 9 z 15 wymaganych projektów. Kobieta tłumaczyła, że dopiero uczy się programu graficznego, z którym wcześniej nie miała styczności, ale jej przełożonego to nie interesowało. - Co proszeeeee. Chyba pani żartuje. Do widzenia - napisał na ogólnofirmowym kanale czatu właściciel firmy.
- Dziękujemy za współpracę. Ja nie płacę za naukę - dodał.
Wpis ze screenami rozmowy zrobił ponad 600 tys. wyświetleń. Prezes spółki Dariusz Jabłoński próbował ratować sytuację, zamieszczając w sieci odpowiedź. Mężczyzna narzekał na hejt ze strony internautów, ubolewał, że swoją pracownicę zwolnił przez Skype'a zamiast osobiście. Szybko przeszedł jednak do kontrataku.
- Zatrudniliśmy nową osobę w dziale graficznym, nasze wymagania były od początku jasne, mianowicie dobra znajomość programu graficznego Corel, na którym pracuje nasza firma. Osoba, która zgłosiła się do nas i została wybrana do pracy na tym stanowisku zadeklarowała, iż ma kwalifikacje i szybko opanuje program - można było przeczytać w oświadczeniu firmy Giftpol.
Można było, bo dokument szybko znikł z sieci, wraz z profilami firmy w mediach społecznościowych. Emocje wokół sprawy jednak nie cichną. Za temat zabrali się prawnicy. I mają poważne wątpliwości, czy zwolnienie zostało przeprowadzone zgodnie z prawem.
Pracownika nie można zwolnić z dnia na dzień
- Przepisy kodeksu pracy zakładają, że wypowiedzenie lub rozwiązanie umowy o pracę powinno nastąpić na piśmie. Tego wymogu nie spełnia oświadczenie pracodawcy złożone przez Skype, inny komunikator internetowy, SMS czy mailowo - zauważył mecenas Marek Jarosiewicz, wspólnik w kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski, ekspert prawa pracy.
Jarosiewicz podkreśla, że można doprowadzić przez Skype do zakończenia stosunku pracy, ale takie działanie wiąże się z ryzykiem stanięcia przed koniecznością zapłacenia pracownikowi odszkodowania za naruszenie przepisów prawa pracy.
Prawnik zauważył również, że rozwiązanie umowy o pracę powinno zostać uzasadnione prawnie. Tym bardziej, jeżeli umowa została zakończona ze skutkiem natychmiastowym, bo takie rozwiązanie, dodaje mecenas, jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy pracownik dopuszcza się zawinionego i ciężkiego naruszenia swoich podstawowych obowiązków.
- Osobiście uważam, że brak doświadczenia w pracy z określonym narzędziem nie dawałby podstawy nawet do wypowiedzenia umowy – z jednym zastrzeżeniem, tj. co do zasady bardziej rygorystycznie mogłaby być potraktowana osoba, która wiedząc o wymaganiach pracodawcy świadomie skłamałaby podczas rozmowy kwalifikacyjnej, aby uzyskać daną posadę – uważa Marek Jarosiewicz.
Mecenas dodaje jednak, że sprawa znacząco skomplikowałaby się, gdyby okazało się, że kobieta była zatrudniona na podstawie umowy zlecenia. W takim wypadku jej pozycja prawna byłaby dużo słabsza, a ewentualne spory rozstrzygane byłyby według przepisów Kodeksu cywilnego, a nie Kodeksu pracy.
Co ta historia mówi nam o polskim rynku pracy?
W polskich firmach, zdaniem Gojtowskiej, kuleje proces wdrażania nowych pracowników. Wielu pracodawców uważa że nowozatrudniona osoba powinna być w pełni efektywna od pierwszych godzin pierwszego dnia pracy. Badania dot. onboardingu z 2021 r. pokazały, że ponad 20 proc. firm przeznacza na wdrożenie nowych pracowników 1 dzień, a 30 proc. - maksymalnie 6 dni.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- To zdecydowanie za krótko - komentuje Maja Gojtowska. - Średni czas na odnalezienie się w nowym miejscu pracy może sięgać 6-9 miesięcy. Tymczasem klasyczny onboarding w polskich firmach wciąż polega na wrzuceniu pracownika na głęboką wodę i obserwowaniu, czy da radę wypłynąć. Kiedy patrzę na pracodawców mam czasem wrażenie, że ich zdaniem kiedyś wszyscy rodziliśmy się z doświadczeniem - dodaje ekspertka.
Problemy wynikające z takiej postawy mogą być brzemienne w skutkach. Gojtowska wspomina przypadek firmy produkcyjnej z Wielkopolski, która szukała nowego pracownika do zakładu.
W ciągu 8 miesięcy przez przez firmę przetoczyło się 12 osób. Każda z nich była była "wypluwana" przez zespół. Starzy pracownicy byli oburzeni faktem, że nowe osoby nie znają maszyn, na których pracują. Efekt? Etat nie został obsadzony, firma poniosła horrendalne koszty związane z kilkunastoma rekrutacjami, a zespół był zdemotywowany.
Social media zmieniły rynek pracy
Drugi wniosek? Prof. Paweł Korzyński, kierownik Katedry ZZL na Akademii Leona Koźmińskiego, wskazuje w rozmowie z WP Finanse, że przypadek Giftpolu pokazuje, jak ważna jest kwestia odpowiedniego podejścia do zwalniania pracowników.
Dla zatrudnionych ważny jest nie tylko start, ale także sposób, w jaki kończą współpracę. Ten temat jest tymczasem bagatelizowany, część pracodawców nie przywiązuje do niego dużej wagi - mówi prof. Korzyński.
Ekspert wskazuje również, że firmy muszą zastanowić się, czy informowanie pracowników o zwolnieniach za pomocą Skype'a, czy komunikatorów internetowych, jest właściwym podejściem.
- Coraz więcej procesów HR-owych odbywa się zdalnie. Myślę jednak, że wiele osób chciałoby, by kluczowe procesy miały wciąż charakter offline'owy i odbywały się w cztery oczy. Ponadto pracodawca powinien zachować pewną konsekwencję w zakresie sposobu komunikacji z pracownikiem. Jeśli bieżąca komunikacja ma charakter bezpośredni to wówczas nie powinno być tak, że tylko negatywne informacje są przekazywane przez telefon, email czy komunikator - dodaje prof. Korzyński.
Takie podejście może okazać się ważne, bo, jak dodaje Maja Gojtowska, pracownicy z Pokolenia Z są wyczuleni na brak szacunku. Co więcej, dysponują potężną siłą rażenia, dzięki szerokiemu dostępowi do mediów społecznościowych. Na TikToku komentowane jest dzisiaj każde posunięcie pracodawcy - od metod rekrutacji, po komunikację w firmie na co dzień, aż do procesu zwolnień.
Lawina krytyki może spaść na przedsiębiorstwo w każdej chwili. Tak stało się np. pod koniec 2023 r. gdy kobieta zatrudniona w LPP pochwaliła się prezentem świątecznym od firmy. W paczce znajdował się bon na 100 zł do wykorzystania w sklepach LPP. - Skąpstwo - orzekli internauci, nie zostawiając na pracodawcy suchej nitki.
Niskie bezrobocie, zmiana pokoleniowa i narzędzia w postaci mediów społecznościowych sprawiają, zdaniem ekspertki, że prowadzenie firmy w "starym" stylu przestanie być możliwe.
Pracodawcy powinni się nauczyć, że swoich pracowników muszą traktować co najmniej tak dobrze jak klientów. Wiele, często mniejszych firm, promuje szacunek i transparentność, udowadniając, że taka polityka może być skuteczna. Na razie są one w mniejszości, ale jesteśmy w trakcie rewolucji kulturowej w organizacjach. Mam nadzieję, że zwycięsko z tego procesu wyjdą przedsiębiorstwa, które stawiają na szacunek do pracownika - puentuje Gojtowska.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl