Zysk bez ryzyka?
Jestem przedsiębiorcą od ponad 25 lat. Przez ten czas nauczyłem się, że najlepsze efekty biznesowe, ale też najwięcej satysfakcji przynoszą sukcesy projektów obiecujących choć obarczonych dużym ryzykiem. Są to zwykle projekty w początkowej fazie rozwoju i wymagające dużych nakładów pracy, zwane w żargonie biznesowym „start-up-ami”.
12.11.2010 | aktual.: 12.11.2010 12:10
Tak było z Telewizją Polsat, z Cyfrowym Polsatem i nie inaczej jest właśnie z uruchamianym przeze mnie projektem telekomunikacyjnym. Podobną drogę tworzenia czegoś od podstaw przebyli inni czołowi polscy biznesmeni, jak Ryszard Krauze.
Nie ukrywam, że znam Ryszarda Krauze. Ale nie dlatego zdecydowałem się zabrać publicznie głos w jego sprawie. Bo „sprawa Krauzego”, to sprawa wszystkich przedsiębiorców w Polsce. Bo tu chodzi nie tylko o losy konkretnego człowieka, ale o fatalną praktykę, która zaczyna rzutować na całą naszą gospodarkę.
Ryszard Krauze jest jednym z największych polskich inwestorów giełdowych, jednak zanim zdecydował się którąkolwiek spółkę upublicznić, przechodził z nią etap „pionierski” – na własne ryzyko. Jeżeli miałoby się nie udać, gwarantem był on sam jako prywatny inwestor. W tym też widzę podobieństwo moich i Ryszarda Krauze doświadczeń. Ryzykował w te projekty własne pieniądze i środki kontrolowanych przez siebie firm. I oto jeden z jego projektów prowadzonych w celu uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo znalazł się w kręgu zainteresowania prokuratury. Dlaczego? Bo prokuratura uważa, że swoje jak najbardziej prywatne pieniądze inwestował zbyt śmiało, poza wyznaczoną przez prokuraturę granicą ryzyka.
Czy próba uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo przez Ryszarda Krauze była ryzykowna? Oczywiście, ale czy budowanie przeze mnie Telewizji Polsat w okresie polskiej transformacji ustrojowej, na dodatek w sytuacji, gdy dysponowałem skromnym kapitałem (można powiedzieć, że zerowym w porównaniu z takimi ówczesnymi medialnymi gigantami jak News Corp, Time-Warner czy Axel Springer), dawało absolutną pewność powodzenia?
Przedsiębiorca uruchamiający przedsięwzięcie biznesowe podejmuje ryzyko, musi go oszacować i się z nim zmierzyć. Zysk bez ryzyka istnieje tylko na papierze lub jako chwytliwe hasło reklamowe państwowych obligacji. Czy w celu uniknięcia ryzyka polscy przedsiębiorcy mieliby jedynie inwestować w obligacje Skarbu Państwa?
W ostatnich dniach prasa ekonomiczna obszernie relacjonowała tzw. sprawę Krauzego. Wiadomo dzięki temu powszechnie, że w momencie zaangażowania w projekt w Kongo, majątek reprezentowanej przez Ryszarda Krauze grupy kapitałowej szacowany był na kilka miliardów złotych. Transakcje związane z próbą uzyskania dostępu do złóż ropy w Kongo stanowiły znacznie mniej niż 1% ówczesnej kapitalizacji kontrolowanych i posiadanych przez niego spółek. Na tym tle widać, że ryzyko było bardzo ograniczone.
Warto pamiętać, że w rejonach świata takich jak Azja i Afryka, ryzyko inwestycyjne jest znacząco wyższe niż w Europie. Rynki tych państw znajdują się w zupełnie innej fazie rozwoju, często są pozbawione takich instytucji jak sprawna giełda papierów wartościowych, komisja nadzoru finansowego, etc., które nam wydają się już oczywiste. Trzeba się liczyć nawet z takimi czynnikami, jak konflikty zbrojne. Pomimo to, czołowe koncerny europejskie i amerykańskie próbują szukać biznesowego sukcesu właśnie w tak niespokojnym i trudnym regionie świata. Warunkiem sukcesu są nie tylko pozostające w dyspozycji środki inwestycyjne, ale też doskonała znajomość lokalnych realiów. Bez wyjątku wspomniane projekty inwestycyjne realizowane są we współpracy z partnerami, którzy gwarantują dobre relacje z miejscowymi władzami.
Czasem się udaje, wtedy premia za sukces jest znakomita, a czasem nie. Ryszard Krauze miał pecha. Po jego zaangażowaniu w ten projekt, w Demokratycznej Republice Konga wybuchła wojna.
Czy jest to jakiś argument dla prokuratury? Chyba tak, bo w bliźniaczej sytuacji dała spokój władzom spółki giełdowej, z udziałem Skarbu Państwa, która walcząc o dostęp do złóż miedzi poniosła w tym samym Kongo straty kilkakrotnie przewyższające straty prywatnej spółki Krauzego. Z jakiś powodów łatwiej jest atakować osobę, która podjęła ryzyko zainwestowania własnych pieniędzy. Jaka jest logika tego wyboru? Pojawia się pytanie, czy prokuratura w Polsce posiada wystarczającą wiedzę o prowadzeniu działalności biznesowej, ryzyku inwestycyjnym, i np. o działaniach w obszarze poszukiwań surowców energetycznych?
Z mojej wiedzy wynika, że światowy rynek energetyczny, obejmujący poszukiwania złóż gazu i ropy naftowej, zbudowany jest na modelu w którym firmy inwestujące w koncesje ponoszą ryzyko związane zarówno z możliwością znalezienia surowca, jego wydobycia i transportu, jak i stabilności politycznej w regionie inwestycji. Innej drogi do powiększania posiadanych zasobów surowców energetycznych po prostu nie ma. I dotyczy to wszystkich: wielkich globalnych korporacji, koncernów energetyczno-paliwowych kontrolowanych przez Skarb Państwa jak i prywatnych inwestorów.
Źle by się stało, gdyby ryzyko, niezbędne i niemożliwe do uniknięcia, stało się powodem zaniechania inwestycji prowadzonych w wielu miejscach świata przez polskie firmy. Jeśli za obarczone ryzykiem prowadzenie działalności mają być stawiane zarzuty menedżerom i właścicielom, to wkrótce może się okazać, że nawet te nieliczne działania prowadzone obecnie przez polskie firmy – w tym w zakresie poszukiwań ropy i gazu - zostaną zaniechane.
Z wielkim entuzjazmem powitano w Polsce możliwość występowania złóż gazu łupkowego. Do tej pory kilkanaście firm nabyło kilkadziesiąt koncesji pozwalających na poszukiwania złóż tego niekonwencjonalnego gazu. Aby Polska stała się jednak drugą Norwegią potrzebnych jest wiele prac geologicznych, prawnych i logistycznych. Już dzisiaj wiadomo, że znaczna część inwestycji skończy się niepowodzeniem. Problemy stojące za uruchomieniem wydobycia gazu łupkowego związane z ochroną środowiska, czy opłacalnością wydobycia spowodują, że niektóre firmy nie będą w stanie wykazać się sukcesem. Czy to znaczy, że prokuratura będzie ścigać ich zarządy?
Niedawno w jedną z firm zajmujących się wydobywaniem gazu łupkowego w Polsce zainwestował George Soros, jeden z najbardziej znanych inwestorów na świecie. Czy jeśli firma, której stał się akcjonariuszem nie uruchomi wydobycia w Polsce, to jakakolwiek prokuratura postawi zarzuty znanemu filantropowi i finansiście za podjęcie ryzyka w Polsce? Nie zdziwiłbym się specjalnie, wszak zupełnie niedawno prokuratura, nie proszona o to przez jakiegokolwiek akcjonariusza, postawiła zarzuty członkom zarządu czołowego operatora telefonii komórkowej w Polsce. W tej sprawie nie obyło się bez widowiskowych zatrzymań i majątkowych poręczeń. O tym było głośno. O tym, że wszystkie te umowy zostały podpisane za zgodą statutowych organów spółki, mniej. O tym, że sąd zdjął z „podejrzanych” wszystkie prokuratorskie rygory i zabezpieczenia, w ogóle się nie mówi.
Przywoływany przepis o działalności na szkodę spółki miał być narzędziem w rękach akcjonariuszy, którzy – gdyby zaszła taka potrzeba – mogliby uruchomić działania wobec nagannie działających zarządów. W przypadku Ryszarda Krauze prokuratura próbuje występować z pozycji dominującego akcjonariusza, udowadniając, że pokrzywdzona jest jego firma, a „krzywdzącym” on osobiście, jako jej właściciel. Dzisiaj Krauze. Kto następny jutro? W Polsce decyzje prokuratury zwyczajowo traktowane są jak wyrok sądu. W praktyce oznacza to zdeptanie dobrego imienia wielu uczciwych ludzi i zniszczenie dobrze prosperującej firmy. W miażdżącej i przygnębiającej większości spraw „o działalność na szkodę spółki”, na etapie postępowania sądowego, okazuje się, że prokuratura nie miała racji. Wtedy jednak nie ma już zainteresowania mediów, nikt za zniszczenie przedsiębiorstw i przedsiębiorców nie odpowiada. Nikt prawdziwie pokrzywdzonym nie powie nawet przepraszam. Ocieramy się o szaleństwo, niestety bardzo bolesne w skutkach
ekonomicznych.
Zygmunt Solorz-Żak