"Ale pan upierdliwy!". Obsługa sklepu wyśmiała klienta, który walczył o swoje
Pracownicy rzeszowskiego sklepu znanej sieci sklepów meblowych mają zaskakujące podejście do swoich obowiązków. Przekonał się o tym jeden z klientów.
Pracownicy rzeszowskiego sklepu znanej sieci meblowej mają zaskakujące podejście do swoich obowiązków.
Do naszej redakcji zgłosił się pan Marcin, relacjonując swoją przygodę z zakupem regału. A w zasadzie – z próbą zakupu, do transakcji bowiem ostatecznie nie doszło. Wszystko zaczęło się od zamówienia feralnego mebla:
- W dniu 21.10.2014 r. zamówiłem regał. Regał miał być dostarczony 23.10.2014 r. Nikt do mnie nie dzwonił ze sklepu. Poszedłem odebrać regał 24.10.2014 r. i towaru nie było a pracownica nie potrafiła udzielić mi informacji kiedy będzie – relacjonuje pan Marcin.
Regału nie było także w kolejnych dniach. Klient dostawał nawet na kartkach oficjalne potwierdzenia, że mebla nie ma w magazynie. Pan Marcin w końcu się zirytował i zażądał zwrotu zadatku, który wpłacił na poczet zakupu. Nie było to dużo – 55 złotych, ale według przepisów, jeśli firma nie wypełnia zamówienia, to powinna oddać zadatek w podwojonej wysokości.
Pan Marcin nie mógł się jednak doprosić pieniędzy. Jak opisuje:
- Na moją prośbę o zwrot zadatku od sprzedawcy dostałem informację że zwracają tylko kwotę wpłaconą a sprzedawca nie będzie dokładał z własnej kieszeni.
Jak na razie jednak klient nie otrzymał nawet zwrotu podstawowej sumy zadatku. Sprzedawcy nie chcieli bowiem wziąć od niego formularza odstąpienia od umowy:
- Po dłuższej rozmowie sprzedawczyni powiedziała mi, że rozmawiała z kierowniczką regionalną i stwierdziły, że chyba więcej wydałem na paliwo niż to wszystko warte. Po moim uporczywym czekaniu, aż przyjmą odstąpienie od umowy wreszcie się udało, ale skwitowano mnie słowami "takiego upierdliwego klienta jeszcze nie miałam". Obecnie nadal czekam na odpowiedź sklepu i zwrot zadatku na meble w kwocie dwukrotnie wyższej niż kwota wpłacona.
Pracownice sklepy mogły uznać pana Marcina za „upierdliwego”, ale prawnicy wyjaśniają, że miał całkowitą rację. Katarzyna Kozajda z wrocławskiej kancelarii Lex Ursulus:
- W przypadku niewykonania umowy przez stronę przyjmują zadatek osobie, która wręczyła pieniądze należy się zwrot w podwójnej wysokości. Tak stanowią przepisy kodeksu cywilnego. Warto podkreślić, że tym właśnie zadatek różni się od zaliczki – pełni także funkcje gwarancyjna. W zachowaniu pana Marcina, domagającego się swoich pieniędzy, nie ma nic dziwnego.