Co robi prostytutka na emeryturze?
Co robi "kobieta lekkich obyczajów" na emeryturze? Czy musi szukać zatrudnienia, co pisze w CV, a może już zawsze żyje na marginesie społeczeństwa?
02.09.2009 | aktual.: 08.06.2018 14:42
Co robi "kobieta lekkich obyczajów" na emeryturze? Czy musi szukać zatrudnienia, co pisze w CV, a może już zawsze żyje na marginesie społeczeństwa?
Postanowiliśmy znaleźć i zapytać kobiety, które uprawiały seks za pieniądze. Ciekawiło nas jak teraz żyją i z czego. Dotarliśmy do 3 kobiet w wieku 44 - 51 lat. Wszystkie pracowały w agencjach towarzyskich. Ale tylko jedna zgodziła się z nami porozmawiać. Kobieta ma 44 lata, jak twierdzi jest już na „emeryturze” i ma „święty spokój”. Mówi, że nie wstydzi się swego życia, ale woli, żeby w tekście posługiwać się jej pseudonimem.
- Blue Moon, masz 44 lata, czy nie za szybko przeszłaś na emeryturę (rozmówczyni ma długie blond włosy, idealną figurę, jest dresie). Co teraz robisz, czy musisz zarabiać w inny sposób, masz rodzinę?
- Mam koleżanki, które będąc po czterdziestce, a nawet po pięćdziesiątce jeszcze pracują w branży, bo ciągle mają klientów. Ja może też bym miała, ale chciałam już odejść. Nie mam rodziny, bardzo żałuję, że nie urodziłam dziecka. Byłabym świetną matką. Nie czuję się osobą na marginesie społeczeństwa i na nim chyba nie jestem. W pewnym momencie mojego życia musiałam podjąć taką decyzję, żeby zajmować się tym, czym się zajmowałam. A potem już się wkręciłam, były z tego niezłe pieniądze, a ja nie zdobyłam żadnego wykształcenia. Lata młodości przeleciały jak z bicza strzelił.
- Co znaczy, że musiałaś podjąć taką decyzję?
- Pochodzę z bardzo ubogiej rodziny, wielodzietnej. Rodziców nie interesowało to, żeby wykształcić dzieci, interesował ich tylko alkohol. Po podstawówce chciałam iść do zawodówki handlowej, uczyć się na sprzedawcę. Nie ukończyłam pierwszej klasy, dużo wagarowałam. Myślałam, że skoro rodziców nie interesuje moja edukacja, to mnie też nie powinna interesować. Jeździłam po Polsce, byłam dość ładna. Jeszcze nie będąc pełnoletnia, miałam facetów. Imponowało mi to, czułam się dorosła, byłam zbuntowana i zła. Wreszcie wkręciłam się do agencji, poznałam szefa, który potem brał mnie ze sobą, gdy otwierał nowe lokale. Pracowałam we Wrocławiu i w Gdańsku, przez rok byłam w Hamburgu, ale tam ten światek jest bardziej przestępczy. W Polsce jest spokojniej, mam wrażenie, że klienci są normalniejsi. Oczywiście nie mówię, że zostałam prostytutką przez biedę i rodziców – alkoholików, bo to najłatwiej tak powiedzieć. Każdy jest kowalem własnego losu, a mi się tak życie ułożyło, zaakceptowałam je. Mogłam odejść w każdej
chwili, nikt mnie nie więził, nie byłam niewolnikiem, ale przyzwyczaiłam się do pieniędzy i wiedziałam, że nigdzie nie zarobię tyle, bez wykształcenia.
- Mówisz sąsiadom, że byłaś prostytutką? A co na to twoja rodzina?
- Nie utrzymuję kontaktu z rodzicami, tylko z rodzeństwem. Moja starsza siostra wie, a młodsze rodzeństwo myśli, że pracowałem w hotelu jako recepcjonistka. To samo moi sąsiedzi. Mam mieszkanie w Gdyni. Mieszkam sama od 10 lat. Nigdy nie przyjmowałam klientów w prywatnym mieszkaniu. Sąsiedzi chyba darzą mnie szacunkiem, rozmawiają ze mną – nigdy nie dałam im do zrozumienia, czym się zajmuję. To nieprawda, że prostytutkę można poznać po tym jak wygląda. Nie miałam nic wspólnego z wizerunkiem prostytutki pokazywanym w mediach.
Wydaje mi się, że zawsze miałam styl, najlepsze ciuchy, nie przesadzałam z makijażem, czy złotymi dodatkami. Wyglądałam i teraz też wyglądam naturalnie – dlatego miałam bogatych klientów. Takich, którzy mogli się ze mną pokazać na przyjęciu. Musze przyznać, że dzięki klientom zyskałam obycie, mogłam rozmawiać również z ludźmi wykształconymi. Przez 12 lat moim klientem był profesor genetyk pracujący na uniwersytecie. Nie uważam się za rozwiązłą. Chodzę do kościoła, miałam stałych klientów, nie przygodnych, przypadkowych. Nigdy na nic nie zachorowałam i nie na wszystko się zgadzałam. Nie interesowały mnie jakieś perwersyjne praktyki, na których można było najlepiej przecież zarobić. Potrafiłam powiedzieć "nie".
- Co teraz robisz?
- Wiedziałam, że jak przekroczę czterdziestkę to już będzie koniec. Po prostu miałam już dość, może to wypalenie zawodowe, czy coś takiego. Musiałabym iść na kompromisy – np. zgadzać się na jakieś perwersje, postanowiłam odejść. Odkładałam pieniądze i teraz mam z czego żyć. Nigdy nie miałam etatu i nigdy nie płaciłam składek do ZUS-u. Mam mieszkanie w Gdyni i drugie, które wynajmuję we Wrocławiu. Pomagam jeszcze rodzeństwu. Ale czuję się samotna. Nawet chciałam iść do pracy, żeby nie nudzić się w domu. W CV napisałam, że pracowałam w hotelu. Poszłam na rozmowę w sprawie pracy w charakterze przedstawicielki handlowej. Nie wypadłam za dobrze, bo szef bardzo mnie maglował, o wszystko wypytywał: a w jakim hotelu, a jako kto dokładnie pracowałam, a jakie miałam obowiązki... Chyba szef domyślił się, że nie mówię prawdy. Chciałam zarejestrować się w „pośredniaku”, ale też nie wyszło.
- Urzędniczka zrobiła wielkie oczy, gdy powiedziałam, że nigdy nie pracowałam. A przecież są takie osoby, gospodynie domowe, moja mama nie pracowała nigdy zawodowo. Urzędniczka stwierdziła, że pierwszy raz widzi bezrobotną, która jeździ mercedesem. Tak mi powiedziała! Mówiłam jej, że to nie mój, tylko siostry. Miałam chodzić na jakieś szkolenia, ale uznałam, że to nie ma sensu, zrezygnowałam. Teraz siedzę w domu, opiekuję się dzieckiem sąsiadki, za darmo. Chodzę też do hospicjum. Tam potrzebny jest człowiek, obojętnie - prostytutka, czy nie prostytutka.
Nie mówię podopiecznym czym się zajmowałam, chyba umierających to nie obchodzi, ale uważam, że jestem potrzebna. Znalazłam sobie miejsce w życiu, pomagam i ludzie mnie szanują. Ale znam takie kobiety, które wpadły w nałóg, ćpały, piły, dziś są wrakami. Albo takie, które nie myślały o przyszłości, straciły całą kasę na ciuchy i podróże, a teraz są bezdomne i bezrobotne. Moja koleżanka sprzedaje kwiaty na targowisku za grosze. Ma tyle lat co ja, a wygląda jak staruszka.
Rozmawiał Krzysztof Winnicki