Rosnąca liczba Polaków tak żyje. Kosztuje ich to 1000 zł na rok
Rośnie liczba osób, które zamieszkują na stałe na ogródkach działkowych ROD. To niezgodne z prawem, ale eksmisja często jest nieskuteczna, bo nie ma gdzie umieścić samozwańczego działkowca. Niektóre ogrody zamieniają się w "osiedla mieszkaniowe".
Zamieszkiwanie całoroczne na terenie ogródków jest zabronione na mocy ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych (ROD) z 2014 r. Skala tego zjawiska jest trudna do oszacowania, ale przedstawiciele działkowców zwracają uwagę, że jest to coraz większy problem m.in. w Poznaniu czy Gdańsku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O włos od tragedii w Olsztynie. Z sufitu spadło prawie pół tony gruzu
1333 osoby zameldowane na działkach ROD w Poznaniu
- W niektórych ogrodach to zjawisko praktycznie nie występuje, a w innych liczba osób zamieszkujących jest spora. Niektóre ogrody pozwoliły na takie praktyki kilka lat temu niezgodnie z ustawą - przyznaje w rozmowie z WP Finanse Zdzisław Śliwa, prezes okręgowego zarządu Polskiego Związku Działkowców (PZD) w Poznaniu.
Problemem jest także fakt, że urzędy meldunkowe meldują obywatela, który wskazuje jako miejsce zamieszkania ogródek działkowy. - Otrzymują meldunek z zapisem, że nie jest to jednoznaczne z uprawnieniem legalności zamieszkania, tylko ze stwierdzeniem do celów meldunkowych. Natomiast obywatel traktuje to inaczej - uznaje, że skoro się zameldował, to może tam legalnie mieszkać - wyjaśnia.
Marek Kubiak, zastępca dyrektora Wydziału Spraw Obywatelskich i Uprawnień Komunikacyjnych UMP, przekazuje redakcji WP Finanse, że "na ogrodach działkowych ROD, które znajdują się na terenie Poznania, zameldowane są 1333 osoby". Dla porównania w 2022 r. były to 1244 osoby.
Całoroczni działkowicze pojawiają się także na ROD w Gdańsku. - Takie naganne sytuacje zdarzają się u nas w okręgu. Trudno wskazać skalę, ponieważ jest to zjawisko płynne. Pierwszy wzrost nastąpił w czasie lockdownów spowodowanych pandemią COVID-19, a drugi, gdy wybuchła wojna w Ukrainie i do Polski przyjechali uchodźcy wojenni - podkreśla w rozmowie z WP Finanse Mieczysław Kamiński, prezes okręgu pomorskiego PZD w Gdańsku.
Nie mają gdzie mieszkać, przenoszą się na ROD. Płacą grosze
Powodów całorocznego zamieszkiwania na ogródkach działkowych jest kilka. Zdaniem Śliwy to przede wszystkim brak mieszkań i koszty zamieszkania - z jednej strony wysokie w lokalach, a z drugiej bardzo niskie na ROD.
Sama opłata ogrodowa z tytułu posiadania działki jest zróżnicowana, ale sięga od 500 do 1 tys. zł rocznie. Tego nie da się nawet porównać z opłatami czynszowymi za mieszkania - wskazuje prezes poznańskiego okręgu.
Przeciwdziałanie jest trudne, ponieważ zarządy ogródków działkowych mają tylko jedną opcję.
- Musimy udowodnić, że ktoś zamieszkał na stałe - przebywanie na ogrodach działkowych, zwłaszcza w okresie letnim, jest dopuszczalne przez prawo, ale granica między zamieszkiwaniem a "pomieszkiwaniem" jest dość płynna. Definicja jest jasna: mieszkasz, jeśli przeniosłeś wszystkie czynności życiowe na teren ogrodu działkowego. Ustalenie tego stanu jest trudne - przyznaje prezes okręgu w Poznaniu.
Jak dodaje, niejednokrotnie następuje wypowiedzenie prawa do działki, ale nie prowadzi to w linii prostej do eksmisji. - Zdarza się, że mając postanowienie sądu, występujemy do komornika o eksmisję, ale często dostajemy odpowiedź, że nie ma dokąd eksmitować. Brakuje mieszkań komunalnych - ocenia nasz rozmówca.
Jak podkreśla, takie działania są także trudne do przeprowadzenia, ponieważ "wyrzucanie ludzi na bruk może wywoływać oburzenie społeczne".
Z kolei prezes okręgu pomorskiego zwraca uwagę, że w tropieniu tego procederu może pomóc dokument w postaci oświadczenia dzierżawcy, w którym wskazuje, że jest świadomy, że nie wolno zamieszkiwać ani prowadzić działalności gospodarczej na ogródku działkowym.
- Jeśli to zrobi, to zarząd może wypowiedzieć umowę dzierżawy. Takie oświadczenie jest przydatne, ponieważ zyskujemy argument, gdyby sprawa trafiła do sądu, a są takie przypadki - tłumaczy Kamiński, dodając, że to zarząd musi dopilnować, aby działkowiec złożył taki dokument.
Jednym z wskaźników, który może być pomocny w ustaleniu, czy ktoś faktycznie zamieszkuje stale na działce, może być licznik prądu, jednak z doświadczenia Śliwy wynika, że sąd nie zawsze bierze to pod uwagę.
- Zdaniem sądu większy pobór prądu to niewystarczający dowód na zamieszkiwanie w ogródku działkowym, ponieważ działkowiec może używać prądochłonnych urządzeń np. do utrzymania odpowiedniej temperatury dla roślin czy ptaków - zwraca uwagę Śliwa.
Na tych działkach sytuacja jest najgorsza
W Poznaniu są prowadzone rozmowy z rodzinami, które chcą zamieszkać na terenie ROD.
- Podczas szkoleń nowych działkowców mówimy o wynikającym z ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych zakazie zamieszkiwania na działkach, o obowiązku posiadania altany o parametrach zgodnych z prawem budowlanym. Ludzie słuchają, ale potem niestety robią swoje, dlatego temat jest trudny - wskazuje.
Jego zdaniem największy problem z całorocznymi działkowiczami jest na tych ROD-ach, które opuściły struktury PZD. - Ogrody, które się wyłączyły, nie są skutecznie nadzorowane. Tam już nawet nie są podejmowane próby przeciwdziałania zjawisku mieszkalnictwa, tam są czyste osiedla mieszkaniowe. U nas tak się nie dzieje, bo przeciwdziałamy - zaznacza.
Najbardziej poszkodowani
Poszkodowanymi w tej sytuacji są działkowcy, którzy nie łamią prawa. Całoroczni mieszkańcy wywracają do góry nogami ład, który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania działkowej społeczności.
Co roku obywa się walne zebranie, na którym są ustalane opłaty na zarządzanie i funkcjonowanie danego ogrodu. Najbardziej problematyczny jest wywóz śmieci z powodu konieczności segregacji i kosztów wywozu. Prezes okręgu pomorskiego wskazuje, że są to "dość duże koszty, nawet 200 zł od działkowca w skali roku".
W tym kontekście problemem jest fakt, nie można różnicować wysokości opłaty, więc zarząd musi przypilnować, żeby zamieszkujących na stałe było jak najmniej.
- Działkowiec, który przebywa na terenie ogródka raz w miesiącu, może czuć się poszkodowany, jeśli widzi, że stały mieszkaniec produkuje więcej śmieci, a płaci tyle samo. Ma teoretycznie rację, ale praktycznie nie można wprowadzać różnych stawek. Po prostu na działkach nie wolno mieszkać, a wszyscy płacą jednakowo - podkreśla.
Jednak Poznań znalazł na to pewien sposób.
Staramy się, aby mieszkańcy nie żyli na koszt osób, które nie łamią prawa. Osoba, która zamieszkała na terenie ogrodu, praktycznie nie wnosi podatku, który gmina pobiera za wywóz odpadów, a wszystkie śmieci trafiają do pojemników ogrodowych. My ustaliliśmy, że jeśli działkowicz nie wnosi opłaty do miasta, to płaci do ogrodu działkowego taką samą stawkę, jaka obowiązuje na terenie gminy. Dzięki temu w koszyku opłat za śmieci mamy określoną kwotę, którą rozdzielamy na wszystkich działkowców. Jest to sprawiedliwe rozwiązanie - wyjaśnia nam prezes okręgu w Poznaniu.
Jak dodaje, zobowiązał zarządy, aby prowadziły działania przynajmniej blokujące to zjawisko, żeby to się nie rozprzestrzeniło. - Jeśli rząd nam nie pomoże, jeśli nie będzie mieszkań za odpowiednią cenę, które będą dostępne dla ludzi, to nadal będziemy walczyć z wiatrakami - kwituje.
O zabranie głosu w tej sprawie poprosiliśmy również główny zarząd PZD. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl