Godziny dla seniorów. Złość miesza się z zadowoleniem
Gdy jedni czują ulgę, drugim towarzyszy zdenerwowanie. Między 10 a 12 zakupy zrobią jedynie osoby po 60. roku życia. Dyskonty dadzą sobie radę, gorzej z małymi sklepami - te już liczą straty.
15.10.2020 13:50
15 października wróciły godziny dla seniorów, ma to związek z drastycznym wzrostem zakażeń koronawirusem w Polsce. Do sklepu między 10 a 12 każdego dnia wejdą jedynie seniorzy. W myśl rozporządzenia to osoby po 60. roku życia.
Czytaj też: Pierwsze tarcia w rządzie. Poszło o emerytury
Pierwszego dnia przywrócenia tego obostrzenia sprawdziliśmy, jak do tej zmiany podchodzą klienci. Nie zabrakło zapominalskich, którzy zostali wyproszeni ze sklepu przez ochroniarza.
Przed jednym z dyskontów spotykamy Iwana, budowlańca pracującego blisko sklepu. Była 10:05, zakupów nie zrobił. - To wkurzające. Nie podoba mi się ten przepis, zakupy powinni móc zrobić wszyscy, teraz nie będę mógł kupić nawet wody do picia - żali się.
Zupełnie inaczej podchodzą do tego starsi. Przed tym samym dyskontem spotykamy małżeństwo 70-latków, panią Annę i pana Jerzego. Odetchnęli z ulgą.
- Od ponad tygodnia nie wychodziliśmy z domu. Gdy sytuacja epidemiczna w kraju się zaostrzyła, z przerażeniem śledziliśmy najnowsze doniesienia. Baliśmy się zakażenia. Dopiero teraz odważyliśmy się wyjść - opisuje pani Anna.
- Skończyły nam się zapasy, trzeba je uzupełnić. Zakupy robimy najczęściej raz w tygodniu. Gdyby nie te godziny, to bardzo byśmy się bali o swoje zdrowie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z godzin dla seniorów - podkreśla.
- Dobrze, że się o nas myśli. Potrzebujemy takich godzin, bo jesteśmy w grupie najwyższego ryzyka. Cieszymy się z takiego przepisu - dodaje pan Jerzy.
Czytaj także: Emerytura dla zwierząt. Senat pracuje nad ustawą
Niektórzy młodsi na zakupy przyjechali jeszcze przed 10, krótko po tej godzinie ustawili się w kolejce do kas, mogli dokończyć zakupy. Zamieszania nie było widać, również przed 12 nie zaobserwowaliśmy dzikich tłumów, choć przed jednym ze sklepów zaczęła formować się kolejka.
Przy innym dyskoncie spotykamy pana Tomasza, stał na zewnątrz, czekając, aż zakupy skończy robić jego 65-letnia matka.
- Dobrze, że jest taki przepis. Denerwują się ci, którzy mają napięty grafik i się spieszą. Ja mam czas, przyjechałem z mamą na zakupy, spokojnie czekam przed sklepem, uważam, że to dobre rozwiązanie - opowiada.
Pan Tomasz podkreśla, że ważniejsze od wejścia do sklepu jest zdrowie jego matki. Jednak wczuwa się też w sytuację osób, które mają mniej czasu od niego.
Tu spotykamy kolejnego zapominalskiego. - Tyle trąbili o tym w mediach, a i tak zapomniałem. No trudno, trzeba się dostosować, wrócę po 12. Nie do końca rozumiem ten przepis, narażeni na zakażenie jesteśmy wszyscy, ale nie będę z nim dyskutował - rzuca pan Rafał i wsiada do auta.
W godzinach 10-12 sklepy świecą pustkami, ale właśnie o to chodzi w tym rozwiązaniu, by seniorzy robili zakupy w warunkach, które będą jak najbardziej bezpieczne dla ich zdrowia. Gorzej reaguje na to branża.
Małe sklepy liczą straty
Kiedy duże sieci handlowe prześcigają się na promocje, by tylko ściągnąć jak największą liczbę seniorów do siebie, małe, osiedlowe sklepy liczą straty i zastanawiają się, jak poradzić sobie z powrotem godzin dla seniorów.
- Dyskonty mogą pozwolić sobie na to, by mieć mniejsze obroty w tych godzinach. Te promocje to oczywiście sposób na zwiększenie liczby klientów, a co za tym idzie - przychodów. Ale co w tej sytuacji mam zrobić ja? U nas seniorzy praktycznie się nie pojawiają. Dla mnie to zamknięcie biznesu na 2 godzinny dziennie - żali się pani Maria, właścicielka osiedlowego sklepu.
Jak dodaje, w tym czasie sklep pracuje normalnie - to oznacza opłacanie pracowników, zużycie prądu i szereg innych kosztów w sytuacji, gdy progu sklepu nie przekracza nikt.
- Dziś w ogóle nie mieliśmy żadnego klienta w tych godzinach. Pojawiło się kilka aut, ale widząc naklejkę na drzwiach, zawracali. Najpewniej już nie wrócą, a to dla mnie wymierna strata - dodaje pani Maria.
Zaczyna liczyć straty, a jeśli sytuacja będzie się utrzymywała miesiącami, to być może będzie nawet musiała kogoś zwolnić.
- Ratują mnie tylko niedziele, to moja jedyna przewaga nad dyskontami. Mogę sama stanąć za ladą i nadrobić starty z całego tygodnia, ale nie jest powiedziane, że uda mi się wszystko nadrobić - podsumowuje właścicielka sklepu.
Zakaz handlu do zniesienia?
Przypomnijmy, w sklepach i aptekach między 10 a 12 zakupy zrobią jedynie osoby mające co najmniej 60 lat. Reaguje na to branża handlowa, domagając się - przynajmniej czasowego - zniesienia zakazu handlu w niedziele.
- Będzie mniej czasu na sprzedaż dla innych klientów. To sprawi, że w pozostałych godzinach nastąpi spiętrzenie odwiedzających. Trudne będzie też utrzymanie obrotów na dotychczasowym poziomie - tłumaczy nam dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.
Czytaj również: Godziny dla seniorów wracają. Apel o zniesienie zakazu handlu
- Godziny dla seniorów to ograniczenie podażowe. Poprzednio widzieliśmy, że w tych godzinach sklepy były puste. To zmniejsza obroty, a koszty stałe rozkładają się na mniejszą liczbę klientów. Ta sytuacja może wywołać presję na wzrost cen - dodaje.
Dlatego, zdaniem eksperta, niedzielny zakaz handlu należy znieść. - To pozwoliłoby rozładować kolejki i znacząco zmniejszyłoby zagrożenie epidemiczne. Dodatkowo dostajemy wiele godzin handlowych dla klientów, do tego rozluźnienie sobót, w których widzimy ogromne zagęszczenie - przekonuje dr Dudek.
15 października resort zdrowia podał kolejne rekordowe statystyki dotyczące koronawirusa w Polsce. W ciągu tylko jednej doby przybyło ponad 8 tys. zakażonych, a do tego dnia w Polsce łącznie koronawirusem zakaziło się blisko 150 tys. osób, z czego 3,3 tys. zmarło.