Jestem fizolem i dobrze mi z tym!
Kto ma fach w ręku, zarabia nie najgorzej. Nie musi też lękać się bezrobocia
18.05.2011 | aktual.: 18.05.2011 12:09
Żyć z pracy rąk czy umysłu? Pan Sławek dokonał wyboru kilka lat temu i nie żałuje. Kariera nauczycielska szła mu z oporami. Użeranie się z dziećmi, nieuprzejmi rodzice, niemiła atmosfera – stracił do tego serce i zapał. - Od podjęcia pracy u znajomego, jako magazynier, odżyłem duchowo. Popylam sobie wózkiem widłowym. Materialnie też mi się poprawiło – opowiada.
Oficjalne dane z ubiegłych lat obrazują inną tendencję. Pan Sławek kręci głową: to uogólnienia, nie biorą pod uwagę indywidualnych przypadków. Opracowania i tabele wykazują jednak niezbicie: zarobki rosną wraz z poziomem wykształcenia. Pokazują to na przykład badania OBW firmy Sedlak & Sedlak z 2009 roku. Pracownicy po podstawówce lub szkole zawodowej mogą liczyć średnio zaledwie na 2,4 tys. zł miesięcznie, czyli sporo poniżej średniej krajowej. Tymczasem 50 proc. osób z tytułem magistra lub inżyniera zarabiało w ostatnim okresie od 2750 do 6,5 tys. zł. Wiele zależy tu od branży, zarówno wśród pracowników fizycznych, jak i tzw. umysłowych. W tej ostatniej grupie najlepiej zarabiały osoby po studiach informatycznych czy elektronicznych. Mediana ich zarobków osiągnęła wysokość 5 tys. zł. To średni poziom nieosiągalny dla przeciętnego majstra budowlanego, spawacza czy murarza. Miesięczne zarobki absolwentów uczelni medycznych i ekonomistów były już niższe. Przekraczały jednak 4 tys. zł. Nawet najsłabiej w tej
grupie zarabiający humaniści dostawali w 2009 roku średnio 3,5 tys. A więc nieco powyżej średniej krajowej.
Wiedza to nie potęga
- Ucz się, ucz, bo wiedza to potęgi klucz. Jak będziesz miał dużo kluczy, zostaniesz woźnym – macha ręką pan Waldemar, 55-letni budowlaniec z Gdańska. – Stare powiedzenie? I co z tego? Znaczy tyle: są rzeczy ważniejsze od wykształcenia. Ono samo nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Statystyka nie przekonuje też Marcina Krzei, który ma firmę zajmującą się pracami porządkowymi. – W mojej branży liczy się solidność, punktualność, a nie dyplomy. Generalnie wyznaję zasadę: najważniejsza jest chęć do pracy. Jak jej brakuje, żadne szkoły nie pomogą.
- Fach w ręku, solidność, doświadczenie zawodowe. To są, moim zdaniem, podstawy. Od 30 lat pracuję na budowach. Zarabiam 5-6 tysięcy. Mój syn skończył niedawno polonistykę. Nie wiem, czy dostaje połowę tego, co ja – mówi pan Waldemar. Obecny przy rozmowie jego syn, Marek, protestuje. Na razie jest nauczycielem kontraktowym. W przyszłości, jako mianowany czy dyplomowany nauczyciel z długim stażem, zarobi znacznie więcej. Przed nim cała kariera.
Ale młody człowiek nie do końca ma rację. Według danych MEN z września tego roku, dyplomowany pedagog ma zarabiać 4,5 tys. zł. Do poziomu budowlańca, pokroju jego ojca, tak czy owak jeszcze brakuje. Inna sprawa, że nauczyciele są akurat taką grupą zawodową, która może liczyć w nadchodzących latach na kolejne podwyżki. Czyje więc będzie na wierzchu, okaże się w przyszłości.
Wszystko zależy od człowieka
Dane OBW wykazują, że istotnie – wielu przedstawicieli zawodów „fizycznych” ma mniejsze kłopoty ze znalezieniem pracy niż absolwenci wyższych uczelni. Część z nich osiąga też wyższe zarobki. Doświadczony, renomowany cieśla może zarobić nawet 6 tys. zł, majster na budowie 4,6 tys. Nawet cukiernik z 2,8 tys. zł pensji nie pozostaje w tyle za wieloma pracownikami z tytułem licencjata czy magistra. Zwłaszcza humanistami, którzy od lat niezbyt dobrze radzą sobie na polskim rynku pracy.
Na internetowych forach nie brakuje też opinii, że wykształcenie może wręcz… blokować drogę do lepszych pieniędzy. Kto idzie wcześniej do pracy, będzie miał lepszą emeryturę – piszą internauci. Nie wyda pieniędzy na mieszkanie, książki, wyżywienie. Jeśli ktoś pochodzi z małej miejscowości, koszty jego nauki wzrosną. Nawet pracując w czasie studiów, wyda zarobki na jej kontynuowanie. A skutki takich działań pozostaną niepewne. Tak naprawdę to, czy kształcenie się opłaci, trzeba by zmierzyć w odniesieniu do jednego człowieka. Najpierw posłać go na studia, a potem cofnąć na początek drogi. Dać mu drugą szansę pokierowania własnym życiem, już bez posyłania na uczelnię – filozofują internauci. Co prawda, wszystkie te dane nie mogą zmienić ogólnego obrazu sytuacji. Od lat wiadomo, że uczyć się warto. Nawet przewrót ustrojowy nie unieważnił tego stanu rzeczy.
Tomasz Kowalczyk/MA