Koronawirus. Firmy energetyczne wystawiają rachunki za pracę zdalną. Dopłaty sięgają nawet 500 zł
Czytelnik pokazał fakturę za prąd, a tam 579 zł niedopłaty. Kwota wynika z rozliczenia, które objęło miesiące pracy zdalnej. – Myślałem, że pracując z domu, zaoszczędzę czas i pieniądze. Oszczędności jednak szybko się rozpłynęły – komentuje pan Łukasz.
01.07.2020 | aktual.: 01.07.2020 12:31
W ostatnich miesiącach praca przeniosła się w tryb zdalny. Wielu pracodawców zdecydowało się na ten krok, chcąc dochować zasad bezpieczeństwa ze względu na pandemię koronawirusa, a jednocześnie mieć pewność, że codzienne zadania będą realizowane w sposób nieprzerwany.
Wielu pracowników polubiło taki tryb pracy. Główne powody to oszczędność czasu i pieniędzy. Czasu, ponieważ nie trzeba wstawać wcześniej, aby przyszykować się i dotrzeć do pracy, a pieniędzy, gdyż sumy, które dotychczas wydawaliśmy na bilety czy paliwo, powinny zostać w naszych portfelach. No właśnie, powinny.
Okazuje się, że coś, co pozornie miało być oszczędnością, generuje dodatkowy, wysoki koszt. Wszak będąc np. pracownikiem biurowym, wykonujemy zadania na komputerze, który pobiera energię. Piszemy raporty, komunikujemy się z innymi pracownikami, jesteśmy cały czas "podłączeni do prądu". Do tego ładujemy telefony, częściej włączamy kuchenkę, zmywarkę czy czajnik. Efekty widać w fakturach od firm energetycznych.
- Szczerze mówiąc, przeżyłem szok, gdy przyszło rozliczenie. Okazało się, że za czas spędzony na pracy zdalnej muszę dopłacić 579,98 zł. Myślałem, że pracując z domu zaoszczędzę czas i pieniądze. Oszczędności jednak szybko się rozpłynęły – żali się pan Łukasz, który zdjęcie swojej faktury przysłał nam na platformę dziejesie.
Na tym nie koniec problemów. Niedopłata na rozliczeniu oznacza, że pan Łukasz zużył więcej prądu niż prognozował jego sprzedawca. Tak, jak przed epidemią nasz czytelnik płacił ok. 100 zł co dwa miesiące, tak teraz będzie płacił ponad 180 zł, czyli niemal dwa razy tyle.
Pan Łukasz nie jest jedyną osobą, która odczuła koszty pracy zdalnej. W Wirtualnej Polsce opisywaliśmy historię pana Mariusza z Wrocławia. Jemu też wcale nie było do śmiechu, gdy otrzymał fakturę od swojego dystrybutora energii.
"Dzieci nie mam, a 500+ dostałem. Niestety, do zapłaty" – skwitował mężczyzna. Na naszą skrzynkę redakcyjną dotarło dużo więcej podobnych historii. "Mam identyczną sytuację" – napisała pani Barbara i pokazała rachunek.
"Od 13 marca jestem na pracy zdalnej i rachunki za energię elektryczną wzrosły dokładnie o 100 proc. Ostatnia majowa faktura to 631 zł w sytuacji, gdy poprzednie dwie faktury z miesiąca stycznia i marca opiewały łącznie na kwotę 492 zł" – relacjonuje z kolei pan Konrad.
Co można w takiej sytuacji zrobić? Albo zapłakać i zapłacić, albo sprawdzić, czy nasza firma rekompensuje pracę w domu. Przykładowo, pracownicy Google'a pracujący w domu mają dostać 1 tys. dol. na doposażenie domu w sprzęt potrzebny do pracy, czyli np. biurka czy ergonomiczne krzesła. Z kolei Allegro zapewniło swoim pracownikom voucher o wartości 1 tys. zł na organizację domowego biura.
"Nasza firma oferuje 1200 zł na doposażenie i prąd, wsparcie psychologa dla osób, które źle znoszą nowe warunki pracy czy elastyczne godziny pracy" – napisała na Twitterze pani Agnieszka, która wskazała, że chodzi o brytyjską firmę działającą w Polsce.
Dowiedz się: Polacy płacą dużo za prąd. Koronawirus wpłynie na rachunki
Jest jeszcze trzecie wyjście. Chodzi o obiecane przez PiS rekompensaty za tegoroczne podwyżki cen prądu. Jednak los tych rekompensat nie jest pewny. Po pierwsze wypłaty miałyby nastąpić w przyszłym roku, po drugie obejmują one tylko cztery stawki ryczałtu, a więc nie obejmą zwiększonych kosztów, które wywołała epidemia. Niewykluczone też, że rekompensaty zmienią swoją formułę. Projekt, który opracowywało Ministerstwo Aktywów Państwowych wicepremiera Jacka Sasina, został przekazany Ministerstwu Klimatu, który jest raczej skłonny wypłacić środki tylko najuboższym rodzinom.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.