Marbot: Nikt nie słuchał tego, kto ma rację. Tylko tego, kto jest potężny

Michel Marbot jako jeden z pierwszych obcokrajowców zainwestował miliony euro w polski przemysł spożywczy. Twórca marki Malma w rozmowie z Wirtualną Polską oskarża banki, wymiar sprawiedliwości i znanych polityków o zniszczenie jego firmy.

Marbot: Nikt nie słuchał tego, kto ma rację. Tylko tego, kto jest potężny
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 | Mateusz Opasiński

21.05.2014 | aktual.: 22.05.2014 07:43

**

Poświęcił pan Malmie niemal ćwierć wieku, większość życia zawodowego. Odniósł pan duży sukces w kraju i za granicą, a makaron z pańskich zakładów uznano za najlepszy na świecie. Jednak dziś na sprzedaży makaronów Malma zarabia ktoś inny. Jakie to uczucie?**

Michel Marbot: Akceptuję to, bo tak zdarza się w życiu. Nie ma co narzekać. Trzeba walczyć, by sprawy szły w takim kierunku, jak chcemy, ale jeśli dzieje się inaczej to znaczy, że taka była wola Boga. Nie mogę natomiast zgodzić się na sposób, w jaki zostali potraktowani pracownicy mojej firmy. Ktoś przejął maszyny i znak towarowy. Dzięki tej marce ktoś w Polsce ma teraz pracę, ale nie są to ci ludzie, którzy Malmę tworzyli.

**

A jaka jest obecnie sytuacja pracowników zakładów w Malborku?**

MM: Oni ani nie zostali zwolnieni, ani nie dostali wypowiedzeń. Umowy o pracę, które mieli w ogóle nie były respektowane. To wina wymiaru sprawiedliwości, który zamknął firmę w taki sposób, by polscy pracownicy nic z tego nie mieli, a zarobił wyłącznie włoski bank. To niezgodne z prawem europejskim i prawami człowieka.

**

Czy coś jeszcze jest w tej sprawie do wygrania?**

MM: Wysłaliśmy skargę do sądu kasacyjnego i mam nadzieję, że wygramy. Jeśli nie, pójdziemy do Trybunału Europejskiego. Nie ma możliwości, bym to tak zostawił.

**

Od czego zaczęły się kłopoty Malmy?**

MM: W biznesie kłopoty są zawsze. To jest jak rodeo - wsiada się na konia, a potem każda sekunda oznacza problemy. Nie można spoczywać na laurach. To jest dziki świat.
W latach 90. konkurowaliśmy z koncernami międzynarodowymi, później straciliśmy rynek rosyjski, ale to były rzeczy, z którymi dawaliśmy sobie radę. To, co przyszło później, też byśmy przetrzymali, ale polski wymiar sprawiedliwości nie spełnił swojej roli. Sędzia zamknął rentowną działającą firmę tylko po to, by bank mógł uzyskać więcej pieniędzy.
Taka decyzja sądu jest niezgodna z logiką prawa. Upadłej firmie powinno się pozwolić działać i odzyskiwać siły. Kiedy General Motors w USA zbankrutowało, nie zostało zamknięte. Prezydent Obama byłby szalony, gdyby pozwolił na utratę setek tysięcy miejsc pracy. Oni nadal produkują samochody. Kiedy sprawa dotyczy mniejszej firmy, która zatrudnia co prawda tylko setki osób, ale działa w Malborku, gdzie bezrobocie wynosi 25 proc., to trzeba zrobić wszystko, by ją uratować. W dodatku jej właściciel nie wyjeżdża do Francji, nie wywozi pieniędzy. Jest gotów pomóc i nawet stracić własny majątek. Mało tego - sam szuka drugiego inwestora, by mogła ruszyć produkcja. Niestety w Polsce tego właściciela traktuje się jako hochsztaplera i złodzieja. To jest postawienie świata na głowie.

**

Dlaczego pana zdaniem Malma musiała upaść?**

MM: Po pierwsze mieliśmy piękne tereny we Wrocławiu, którymi interesowali się deweloperzy, a po drugie - mieliśmy 20 proc. rynku makaronu w Polsce. W obu tych sprawach interesy miał Alessandro Profumo, ówczesny prezes Unicredit, uważany za najlepszego bankiera na świecie. Dziś jest oskarżony przez włoską prokuraturę o oszustwa podatkowe na 700 milionów euro oraz o wprowadzanie w błąd włoskiego nadzoru bankowego. Ja padłem jego ofiarą.

**

Kiedy zorientował się pan, że kredyt konsolidacyjny zaoferowany przez Pekao to pułapka?**

MM: Całej prawdy dowiedziałem się bardzo późno, ale przeczuwałem, że coś jest nie tak, bo bank działał wbrew swoim interesom. Zastanawiałem się, dlaczego tak robi. Powinno mu przecież zależeć, by utrzymać produkcję w Malmie, a nie dać pieniądze firmie, a potem ją zniszczyć.
Kiedy bank zaczął wysuwać roszczenia spłaty i utrudniać mi działalność, znalazłem inwestora, który był gotowy spłacić większość należności. Bank nie chciał o tym słyszeć, a przecież wiadomo, że jeśli okręt tonie, to trzeba działać szybko i ratować co się da, a nie czekać. Dopiero dwa lata później dowiedziałem się, że za sprawą projektu Chopin bank Pekao był związany umową pierwokupu z Pirelli i sam nie mógł zaakceptować mojego kupca. Ale nikt mi nie powiedział, że szukanie przeze mnie inwestorów nie ma sensu. Bank zrobił coś gorszego - poprosił mnie o pełnomocnictwo, niby po to, by razem szukać inwestora. Ale na podstawie tego pełnomocnictwa prowadzili w moim imieniu negocjacje, które przede mną zataili.

**

Pański pierwszy kontakt z Polską to otrzymana w prezencie, gdy miał pan pięć lat, płyta z muzyką Fryderyka Chopina. Czy dziś słowo Chopin wciąż się panu dobrze kojarzy?**

MM: Oczywiście, że tak. Chopin dla Francuzów jest przecież Francuzem (śmiech). To postać, która, podobnie jak Maria Skłodowska-Curie, łączy nasze dwa narody. Dlatego w reklamie Malmy, w której wystąpiła Sophia Loren, mówi ona, że najbardziej w Polsce lubi muzykę Chopina i makarony Malma.
Użyliśmy nazwiska Chopina po to, by podkreślić jakość naszego produktu, ale i po to, by podnosić prestiż Polski. Z drugiej strony gdy bank Pekao stosuje nazwę Chopin do projektu, który jest zorganizowaną kradzieżą majątku polskiego, to jest to wręcz zbezczeszczenie nazwiska słynnego Polaka.
Umowa Chopin dotyczy bowiem wszystkich Polaków, którzy mają kredyty hipoteczne w Pekao SA. Bank ma tajne porozumienie i może grać przeciwko ich interesom.

**

Co dokładnie grozi klientom Pekao?**

MM: Pirelli ma prawo pierwokupu od Pekao wszystkich nieruchomości. Jeżeli ktoś zaciągnął kredyt hipoteczny i bank przejmie nieruchomość, to zanim ją sprzeda, musi najpierw negocjować z Pirelli. To nie są warunki rynkowe i Pekao powinno informować klientów o tej umowie, ale tego nie robi. Oczywiście niebezpieczeństwo dotyczy tylko kredytów zagrożonych, ale trzeba pamiętać, że to bank ostatecznie decyduje, który kredyt jest zagrożony i to bank dysponuje narzędziami, by każdy kredyt stał się zagrożony.

**

Czyli to bank Pekao ponosi winę za upadek Malmy?**

MM: Nie tylko. Najgorsze jest to, że gdy udowodniono złą intencję, wymiar sprawiedliwości nie słuchał tego, kto ma rację, tylko tego, kto jest potężny. I wygrał bank. Na początku brakowało też pomocy ze strony mediów, bo one dostają pieniądze z reklam. Dla mediów wystąpienie przeciwko bankom to samobójstwo. Dopiero jak zacząłem strajk głodowy mogłem mieć pewność medialnego wsparcia. Wcześniej jeden z dziennikarz, który chciał o nas napisać, został wyrzucony z pracy na życzenie pana Bieleckiego.

**

Skoro padło nazwisko Jana Krzysztofa Bieleckiego. W jednym z wywiadów oskarżył pan go o to, że razem z wymiarem sprawiedliwości zniszczyli jedną z najlepszych firm w kraju. Jaka była jego rola w upadku Malmy?**

MM: Jego rola jest bardzo jasna. Pan Bielecki był prezesem banku Pekao i zasiadał w komitecie zarządzającym Unicredit w Mediolanie w czasie, gdy projekt Chopin wprowadzono w życie. To skandal, by człowiek uważany za męża stanu podpisywał umowę o charakterze kolonialnym, która dała zagranicznemu bankowi monopol na 20 proc. rynku nieruchomości w Polsce. On nie jest naiwny. Skoro podpisał taką umowę, to według mnie jest zdrajcą własnego kraju.
Pan Bielecki od początku bardzo angażował się w sprawę Malmy. Wyceniał tę firmę, gdy ją kupowałem w 1990 r., następnie zmienił politykę banku na bardzo agresywną wobec Malmy, a dziś wciąż jest wobec mnie bardzo wrogo nastawiony. Wiem na przykład, że wywierał presję na sędziów w Gdańsku.

**

Czy ma pan na to dowody?**

MM: To było w czasie, gdy prezesem sądu w Gdańsku był sędzia Milewski, który w trakcie prowokacji dziennikarskiej był gotów dostosowywać termin rozprawy i skład sędziowskich do wytycznych z Kancelarii Premiera. Sędzia Milewski został zwolniony, ale jego podwładni już nie.

**

Czy kiedy wszystkie procesy się skończą planuje pan jeszcze wrócić do biznesu?**

MM: Nie wiem. Na razie napisałem książkę o Malmie, którą zamierzam wydać. Mam na myśli kilku wydawców, ale zajmę się tym po wyborach, bo właśnie zaczynam działalność polityczną we Francji. Chcę reprezentować w parlamencie Francuzów mieszkających w Polsce. Mam dwóch kontrkandydatów, a wybory są 25 maja, więc obecnie pochłania mnie kampania wyborcza. Uważam, że mam duże doświadczenie, żyłem w wielu krajach mam dużą rodzinę, byłem bankierem, przedsiębiorcą i urzędnikiem państwowym. Takie doświadczenie może być pożyteczne dla mojego kraju, chciałbym też, by było przydatne dla Polski. To jest kraj mojej żony i dzieci.

**

A kiedy wszystko sprzysięgło się przeciwko panu - pojawiły się długi, procesy i wyroki – nie myślał pan, by wyjechać z Polski?**

MM: Nigdy. Ja nie uciekam, tylko walczę do końca. Całe życie to walka.

Rozmawiał Jan Bolanowski

pekaobankbanki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (544)