KombinująObiad w nadmorskiej smażalni ryb za 200 zł. "Ceny są z kosmosu, a będzie jeszcze drożej"

Obiad w nadmorskiej smażalni ryb za 200 zł. "Ceny są z kosmosu, a będzie jeszcze drożej"

100 zł za obiad z rybą w Niechorzu, niemal 200 zł w Juracie - kolejni czytelnicy przysyłają nam swoje paragony z nadmorskich restauracji. - Jak kilogram filetu z dorsza kosztuje 120 zł, to restauracja ma 300-procentowe "narzuty" - uważa ekspert. Ale przedsiębiorcy tłumaczą, że ryba rybie nierówna.

Obiad w nadmorskiej smażalni ryb za 200 zł. "Ceny są z kosmosu, a będzie jeszcze drożej"
Źródło zdjęć: © WP
Mateusz Madejski

15.06.2020 | aktual.: 15.06.2020 13:14

"Ceny oszalały" - pisze na dziejesie.wp.pl pan Robert, który wypoczywa w Juracie. I wysyła zdjęcie paragonu - za obiad dla dwóch osób z rybami i dodatkami zapłacił niemal 200 zł (choć należy podkreślić, że 33 zł to koszt piwa i drinka).

Pomijając napoje to i tak więcej niż przykład innego czytelnika - pana Pawła. On, jak już opisywaliśmy, w Niechorzu zapłacił za dwuosobowy zestaw niemal 100 . O tym, że wakacje nad Bałtykiem do tanich nie należą, wiadomo od lat. Ale czy właściciele smażalni i restauracji nie poszli już za daleko?

Zjadłeś absurdalnie drogą rybę w którymś z polskich kurortów? Daj nam znać na dziejesie.wp.pl

Rozmawiamy z Jerzym Safaderem, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb. Tłumaczy, że cena u przetwórców za kilogram zwykłego filetu z dorsza to zwykle 35-40 zł.

- W restauracjach zdarzają się ceny do 120 zł za kilogram, a zatem taka restauracja ma 300-procentowe "narzuty". O droższych filetach z dorsza nie słyszałem - mówi Safader w rozmowie z WP Finanse.

Czasem ceny do tej górnej granicy się rzeczywiście zbliżają. Na przykład w smażalni w Niechorzu, którą odwiedził nasz czytelnik, "tradycyjnie" smażony filet z dorsza kosztuje 11,9 zł za 100 gramów (czyli 119 zł za kg). Są tam i znacznie droższe ryby - halibut kosztuje blisko 14 zł za 100 gramów (ok. 140 zł za kg), a rzadka i polecana przez smakoszy kergulena - prawie 18 zł (ok. 180 zł za kg).

Łatwo też przy zamawianiu stracić czujność - niektóre restauracje podają ceny w menu za 100 gramów, inne w przeliczeniu na kilogram. Klient przy zamawianiu zwykle nie wie, ile ryba będzie ostatecznie ważyła, a tym samym, ile zapłaci. Niektóre restauracje pytają klienta o preferowaną wielkość filetu. Ale nie wszystkie.

Obraz
© WP

"Tanio już było"

Nie wszyscy narzekają na wysokie ceny ryb nad morzem i w okolicach. Pan Piotr z Krakowa w drodze nad morze trafił do restauracji w Szczecinie. "Ryba była wyśmienita, a cena 9 zł za 100 gramów dorsza (90 zł za kg) zupełnie akceptowalna" - pisze w mailu. I zaznacza, że nie można porównywać ryb z hipermarketu z dobrymi rybami z restauracji.

Dzwonimy do wskazanego szczecińskiego lokalu. Słyszymy, że zaopatruje się od niemal czterech dekad u zaufanych dostawców, a to ma przełożenie i na jakość, i na ceny. - Mamy ryby, które trafiają bezpośrednio z kutrów, a nie jeżdżą z jednej hurtowni do drugiej - mówi nam kucharka.

W restauracji słyszymy też, że ryby drożeją i trudno się spodziewać, żeby było taniej. Zresztą, ceny w niej podskoczyły już od czasu ostatniej wizyty pana Piotra z Krakowa, który jadł tam rybę w zeszłym roku. Teraz kilogram dorsza kosztuje tam już 9,5 zł za 100 gramów. - Będzie coraz drożej - przyznają pracownicy restauracji. W branży się mówi, że "ceny już są z kosmosu", a wszystko wskazuje, że i tak za chwilę będą już tylko miłym wspomnieniem.

Czemu więc ryby drożeją? Jest ich po prostu coraz mniej. Łowi się też zagrożone gatunki. - To, że jakieś zakazy połowów są przestrzegane, to w dużej mierze fikcja. Dostawy trafiają do nas z ikrą, a to znaczy, że mnóstwo ryb się po prostu nie urodzi - słyszymy anonimowo od pracownika przetwórni.

Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Maseczka w kościele i nigdzie indziej. Nad morzem epidemii po prostu nie ma

- Na Bałtyku to jest już w ogóle dramat. Ryby są tak chude, że często jest to właściwie już tylko skóra i ości - dodaje pracownik przetwórni. Zgadza się z tym Jerzy Safader. Przyznaje, że większość dorsza trafia do nas z Norwegii. Dopytuję, czy zatem można wierzyć restauracjom, które zachęcają "dorszem prosto z kutra".

Prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb nie wyklucza, że część restauracji rzeczywiście może brać ryby bezpośrednio od rybaków. Ale tacy rybacy musieliby działać na dość małą skalę - i łowić tuż przy wybrzeżu. Safader twierdzi jednak, że zbyt wielu takich restauracji na polskim wybrzeżu nie ma.

W jednym jednak cała branża rybna się zgadza - ryba z restauracji zawsze będzie lepsza od ryby z hipermarketu. - Raz próbowałem zrobić sobie w domu rybę z hipermarketu. Z zakupionego kilograma zostało może 40 dag ryby - mówi kucharz z nadmorskiej restauracji. - Bo ryby się glazuruje, czyli wylewa na nie wodę. Mało tego, często one są glazurowane kilka razy. Raz w jednym magazynie, raz u pośrednika i niewykluczone, że jeszcze gdzieś. A to sztucznie zawyża wagę. I sztucznie wydłuża zdatność do spożycia. Dla mnie te wszystkie hipermarketowe ryby są jakieś dziwnie blade, bez smaku - opowiada kucharz.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Źródło artykułu:WP Finanse
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2256)