Przeskanowałam 100 produktów w sklepie Biedronka. Wyzwanie i wielkie zaskoczenie
Tak - wzięłam do ręki dokładnie 100 sztuk różnych produktów. Każdy z nich zeskanowałam w czytniku. Trwało to w sumie dwie godziny i mimo podejrzanego wzroku pracowników - było warto. Sprawdziłam, czy ceny, które sieć prezentuje na sklepowych półkach, zgadzają się z tymi, które zostaną naliczone przy kasie.
Od kilku dni konsumenci żyją tematem wielomiliardowej kary, która grozi sieci sklepów Biedronka. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zarzuca sieci zbyt częste rozbieżności między ceną na półce i przy kasie. Sieci grozi nawet do 5 mld zł kary. Od kilku dni docierają do nas zgłoszenia konsumentów, skarżących się, że w ich wypadku cena produktu na półce była niższa niż ta, którą musieli zapłacić przy kasie.
Postanowiłam wcielić się w rolę detektywa. Plan był taki: zeskanować w Biedronce ceny 100 produktów.
Wchodzę do sklepu i biorę do ręki kilka produktów. Zapamiętuję ich ceny i sprawdzam przy czytniku, czy się zgadzają. Margaryna, serek, masło - nie widzę, żadnych różnic. Odkładam artykuły i biorę pod lupę kolejne. Tym razem wybieram te, które są w promocji. Przy kiełbasie widzę dużymi literami zaznaczoną cenę "7,99 zł". Malutkim drukiem poniżej czytam, że taką kwotę zapłacę przy zakupie 2 sztuk, a jeżeli do koszyka wrzucę jedną, to będzie kosztowała mnie 9,99 zł. Zbliżam produkt do czytnika i rzeczywiście cena zgadza się z deklarowaną.
Oglądaj także: Jedli jajka z majonezem na wizji. "Przeszedł mnie dreszcz"
Problem tkwi w tym, że wielu klientów skarży się na to, że to właśnie ta promocja przy kasie nie zostaje naliczana. Aby sprawdzić to na własnej skórze, musiałabym kupić kilkadziesiąt różnych produktów, żeby przekonać się, czy i u mnie nie zostanie uwzględniona obniżka. W tej kwestii wierzę naszym czytelnikom, którzy na bieżąco przesyłają do nas paragony ze swoich zakupów.
Np. mieszkaniec Raciborza pisze, że na palecie ze zniczami wisiała duża kartka z ceną za każdą sztukę. Przy zakupie dwóch zniczy jeden produkt miał kosztować 7,99 zł, a przy kasie okazało się, że naliczono mu aż 12,99 zł za tę rzecz.
Zauważam ogromny chaos w sklepie, a największy przy lodówce z lodami. Cen dosłownie kilka, a rodzajów lodów kilkadziesiąt, dlatego bez sprawdzenia w czytniku nie mogę dowiedzieć się, ile kosztują. Na dodatek ceny i nazwy widniejące przy produktach w ogóle nie zgadzają się z artykułami, które ułożone są na półkach. Przy flakach i fasolce po bretońsku wisi cena musztardy, której nie ma nigdzie obok. Przy sosach moją uwagę zwraca karteczka z ceną kawy, a przy słoneczniku - śliwek suszonych. Trzeba się nieźle naszukać, żeby znaleźć cenę pasującą do danego produktu.
Po godzinie i zeskanowaniu 50 artykułów w jednej Biedronce zauważam na sobie wzrok pracownicy rozkładającej towar. Mam wrażenie, że dziwnie mi się przygląda i prosi kolegę, aby miał na mnie oko. Wychodzę i jadę do drugiego sklepu. Moim celem było przeskanowanie 100 produktów, więc nie mogę w takim momencie przerwać mojego "śledztwa".
W połowie eksperymentu bilans przedstawia się następująco: na 50 prześwietlonych produktów (od mleka, margaryny, po pieluchy, maszynki do golenia i środki czystości) - 50 cen było identycznych z deklarowanymi na półkach.
W drugim sklepie robię to samo, ale skanuję oczywiście inne produkty. Półka - czytnik, półka - czytnik, tak wygląda moja kolejna godzina. Wszystkie ceny się zgadzają. Jedyne, co znowu zwraca moją uwagę, to nieułożony towar i kwoty obok artykułów, których w ogóle nie ma na półce.
Po 2 godzinach i zeskanowaniu 100 produktów nie znajduję ani jednego, którego deklarowana cena różniłaby się od tej wyświetlonej na czytniku. Wynik wywołał na mnie pozytywne, ale równocześnie bardzo zaskakujące wrażenie.
Czytając jednak wiadomości od naszych czytelników mam na uwadze to, że problem w większości przypadków dotyczy braku naliczania promocji przy kasie. Pani Halina skontaktowała się z nami za pomocą platformy dzieje się informując o swoim przypadku. W gazetce promocyjnej przy żelu pod prysznic widzimy wyraźnie, że przy zakupie 2 sztuk, jeden produkt ma nas kosztować 2,99 zł. Dopiero po zapłaceniu i zerknięciu na paragon nasza czytelniczka zauważyła, że zapłaciła za niego 3,99 zł. To promocja, której tak naprawdę nie było.
Sieć zwraca uwagę na to, że czasem może dochodzić do błędu ludzkiego. - W przypadku różnicy ceny towaru między salą sprzedaży a systemem kasowym, klientowi zawsze przysługuje prawo jego nabycia po cenie niższej bądź też zwrotu nadpłaconej kwoty - zapewnia biuro prasowe firmy Jeronimo Martins Polska.
Obecnie sieć dyskontów jest w trakcie analizy pisma od UOKiK. Pozostaje nam czekać na finał tej sprawy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl