Rozbite butelki i zniszczone kartony. Tak wygląda praca na sortowniach w firmach kurierskich
Rozbite butelki wina, rozlane smary i pęknięte części samochodowe. Tak wyglądają realia pracy na sortowni w firmie kurierskiej. - Przesyłkami się nie rzuca, ale nikt nie powinien liczyć, że z każdą paczką obchodzi się jak z jajkiem - opowiada Mikołaj. Pracuje w firmie kurierskiej.
27.11.2017 | aktual.: 27.11.2017 20:58
Jeden z internautów przyłapał pracownika Paczkomatów InPost na nietypowym nadawaniu przesyłek. Na filmie widać, jak mężczyzna z furgonetki rzuca z impetem paczki na ziemię. Zakupy wielu klientów tej firmy wylatywały z furgonetki jeden po drugim. Rzecznik firmy przepraszał i zapowiedział, że wobec pracownika będa wyciągnięte konsekwencje. W sieci rozgorzała jednak dyskusja, jak traktowane są paczki. Klienci domagają się, by z ich zakupami obchodzić się delikatnie. Jak wygląda praktyka? Nieco gorzej. Paczkami nikt nie rzuca, ale delikatności też nie ma.
- Ostrożne przekładanie przesyłek? Nie ma tak nigdzie, nie było nigdzie i nie będzie - mówi wprost Mikołaj, od kilku kierownik zmiany w oddziale międzynarodowej firmy kurierskiej. To oczywiste, że chce być anonimowy. Nie chce stracić pracy. Jest przekonany, że w innych firmach jest dokładnie tak samo.
Co sądzi o nagranej sytuacji? - Chyba nie widziałem jeszcze kuriera, który wyrzuca paczki z samochodu na ulicę. Zaznacza, że kurierzy nie mają w zwyczaju takiego rozpakowywania załadunku.
- Ludzie nie są głupi. Przecież koniec końców te paczki dostarczają do rąk własnych. Wysłuchiwanie awantur nie jest przyjemne - dodaje.
Zaznacza jednak, że los przesyłek wcale nie jest taki różowy. Dlaczego? Wszystko przez setki kilometrów, które pokonują. Paczki najczęściej uszkadzają się w transporcie pomiędzy miastami. Kuriery, którzy pukają do drzwi, rzadko są winni. Uszkodzenia powstają też na sortowni. Tam paczki często spadają na ziemię.
Pełne ciężarówki
Warto zdać sobie sprawę, jak wygląda sposób działania sortowni w firmach kurierskich.
Każdego dnia rano przyjeżdża kilka ciężarówek z przesyłkami. Liczba tirów oczywiście zależy od wielkości miasta. Im większe, tym więcej dostaw trzeba obsłużyć. Dodatkowo trzeba pamiętać, że przesyłka rzadko trafia z punktu A do B bez pośredniego przystanku. Najczęściej najpierw jedzie do pierwszej sortowni i dopiero rusza dalej.
Każda firma kurierska ma inaczej poukładaną siatkę, ale sposób działania jest identyczny. Praca w mniejszych oddziałach zaczyna się najczęściej o 5-6 rano. W ten sposób kurierzy pomiędzy 8 a 9 mogą wyjechać na miasto.
- Codziennie przyjeżdża kilka ciężarówek z paczkami, najczęściej są załadowane po sufit. Na dodatek paczki nie leżą dobrze poukładane, na trasie wszystkie lekkie pudełka i tak się poprzewracały, robi się z tego ogromna sterta. Otwarcie paki i ściągnięcie siatki zabezpieczającej kończy się często w jeden sposób. Kilkadziesiąt kartonów po prostu się z niej wysypuje. Nikt nie będzie własnym ciałem przytrzymywał setek kilogramów, żeby delikatnie opadły. Bądźmy poważni - opowiada Mikołaj.
I jak twierdzi, po takim twardym lądowaniu nie ma wcale wielkich zniszczeń.
- Czasami wygną się jakieś kartony, może delikatnie rozkleją. Najczęściej w takiej sytuacji je podklejamy i jadą dalej - opowiada.
Z ciężarówki paczki trafiają na taśmę, z niej do samochodów kurierów. Najczęściej ładują je sami. Wiedzą, w jakiej kolejności będą jeździć, układają wszystko tak, by mieć wygodny dostęp. - Kurierzy nie rzucają paczkami. Ale jak im spadnie, to z pewnością się tym nie przejmują - mówi Mikołaj.
- W tej pracy liczy się czas. W okresie świątecznym czas liczy się jeszcze bardziej. Więc jak coś spadnie, to zbierasz i szybko jedziesz dalej. Nikt tutaj nie zastanawia się, co jest w środku. Czy to nowy telefon czy śrubki. Jak się wgniecie karton, to trudno - opowiada.
W ciągu roku wysyłanych jest prawie 350 mln paczek. - Zawsze się coś zniszczy. Nie ma na to rady. Ale to jednak tylko ułamek tego, co przewozimy - tłumaczy Mikołaj.
I zwraca uwagę, że za część szkód w przesyłkach odpowiadają nadawcy (np. sprzedawcy). Dlaczego?
Nie zabezpieczają wartościowych przedmiotów. Z kolei często małe rzeczy pakują do ogromnych kartonów, w których nie ma żadnego wypełnienia. - Gdy na taki karton przyjdzie kilkadziesiąt innych, to nie ma siły. Zawsze się pognie - opowiada Mikołaj. On sam często pokrzykuje, gdy ludzie na sortowni za bardzo się rozbestwią. Liczbę zgłoszonych szkód widać w statystykach, oddziały są z tego rozliczane.
Warto podkreślić, że w większości przypadków to właśnie przewoźnik odpowiada za szkody powstałe podczas transportu. Jest kilka wyjątków. I najczęściej na nie powołują się firmy transportowe i zrzucają winę na sprzedawców.
Przewoźnik jest zwolniony od odpowiedzialności, jeżeli utrata lub uszkodzenie przesyłki powstały np. wskutek braku lub niedostatecznego (wadliwego) opakowania rzeczy. A za to odpowiada nadawca przesyłki.
Wystarczy zerknąć do regulaminów firm kurierskich, by zauważyć, jak wiele wymagań powinna spełniać wysyłka. Powinna, ale często nie spełnia. Opakowanie powinno być np. odpowiednio wytrzymałe - stosownie do wagi i zawartości przesyłki. To rzadkość.
Do sortowni notorycznie trafiają przesyłki z rozbitymi butelkami wina. - To aż dziwne, ale są ludzie, którzy wkładają butelkę do kartonu i koniec. Wysyłają. Nie wiem, jak mogą liczyć, że to cokolwiek przetrwa - opowiada nasz rozmówca. Często rozlane są również oleje i smary. Powinny mieć zabezpieczenie przed przemieszczaniem się w opakowaniu, ale zwykle go nie ma. Rzadko pojawia się też oznaczenie, że przewożone jest szkło.
Sporym problemem dla firm przewozowych są używane części samochodowe: zderzaki lub fragmenty karoserii. Najczęściej są one tylko owijane folią i wysyłane. A tutaj wystarczy nieuwaga, by w zderzaku pojawiły się wgniecenia. Przewoźnicy i w tym wypadku powołują się na niedostateczne opakowanie.
Kurierzy zarzekają się: nie rzucamy paczkami
Rozmawiam też z kurierami. Żaden nie przyznaje się do rzucania przesyłek.
- Nie słyszałem, żeby którykolwiek z moich kolegów z pracy wyrzucał paczki z auta. Zdarza się, że nam coś spadnie, ale to inna sytuacja - opowiada Krzysztof.
- Tak się zachowują tylko kretyni - opowiada Łukasz. Kurierem jest od prawie 6 lat. Niechętnie przyznaje jednak, że w aucie zdarza mu się przesuwać paczki butem po ziemi, a nie przekładać ręcznie. Powód? - Szkoda czasu - przyznaje.
Zaznaczają jednak, że gdy dostarczają zniszczoną z zewnątrz przesyłkę, to proszą o sprawdzenie zawartości. Zniszczony karton nie musi oznaczać uszkodzonego przedmiotu. Obejdzie się wtedy bez reklamacji. A gdy coś jest nie tak - to wystarczy spisać protokół szkody. To pismo jest podstawą do reklamacji.
W większości firm na zgłoszenie reklamacji jest też kilka dni po odbiorze przesyłki. To na wypadek, gdyby karton nie był uszkodzony, a przedmiot w nim już tak. W tym jednak wypadku trzeba udowodnić, że zniszczenie powstało właśnie w transporcie, a nie zrobiliśmy tego my.