Samotni i podejrzliwi szefowie źle kończą
Szef, który nie ufa podwładnym najpewniej trafi z zawałem do szpitala lub… oszaleje, przekonują eksperci cytując najnowsze wyniki badań.
Szef, który nie ufa podwładnym najpewniej trafi z zawałem do szpitala lub… oszaleje, przekonują eksperci cytując najnowsze wyniki badań.
Ciągle w pracy wietrzysz podstęp, jesteś pewien, że współpracownicy Cię obgadują, oszukują, a może jesteś szefem i podejrzewasz, że podwładni Cię okradają lub wynoszą na zewnątrz firmowe informacje? To się może źle skończyć!
Prof. Redford Williams, kardiolog z USA uważa, że takie podejście do pracy może doprowadzić do zawału. „Okazuje się, że podejrzliwi szefowie wydzielają taką ilości hormonów stresu, że codzienna aktywność nie daje możliwości rozładowania napięcia” – tłumaczy badania serwis Kariera.pb.pl.
Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog biznesu, potwierdza i mówi, że szef, który nie ufa podwładnym najpewniej trafi z zawałem do szpitala lub… oszaleje.
- Taka osoba jest w ogromnym, spotęgowanym stresie, bo obawia się nie tylko o kontakty z partnerami zewnętrzni, nie tylko o to, czy firma wygospodaruje zysk, ale też o to, czy ktoś z wewnątrz wykona tzw. krecią robotę. Taki szef jest ogromnie osamotniony i wreszcie widzi wroga w każdym. Nie skupia się na zarządzaniu i interesach, tylko wykrywaniu spisku. Znamy przypadki autorytarnych przywódców z historii, którzy wreszcie popadali w psychozy, uważali, że wszyscy chcą ich zdradzić czy zabić, no i najczęściej rzeczywiście kończyli źle, przypomnijmy sobie chociażby Stalina. Dlatego taki system zarządzania jest niedobry, nie sztuką jest to, żeby ciągle wszystkich kontrolować, żeby podwładni wykonywali ślepo rozkazy szefa. Sztuką jest umiejętne delegowanie zadań, dzielenie się obowiązkami, dawanie wolnej ręki, by każdy pracownik mógł się rozwinąć i zrealizować te pomysły, które przyniosą firmie zysk. Dlatego najważniejsze jest to, aby szef miał autorytet i potrafił motywować pracowników do działania, a nie tylko
zastraszać – mówi Pogórska.
Tomasz Dąbek, który ma firmę ogrodniczą jest po zawale, ma też wstawioną zastawkę. Jak twierdzi, winna jest praca. Co prawda zatrudnia 10 pracowników, ale i tak większość zadań wykonywał sam – wiedział, że jeśli sam nie dopilnuje jakiejś sprawy, to zostanie ona załatwiona źle. W konsekwencji pracował codziennie (również w sobotę i niedzielę) od godziny 5 do 22. Jadał obfity obiad przed godziną 24 i właściwie był to jedyny posiłek w dniu czy też w nocy. Do tego spalał codziennie paczkę papierosów!
- Miałem trudności, żeby ze wszystkim zdążyć, dlatego harowałem jak wół, mało spałem. Zawał był tylko kwestią czasu. Musiałem zwolnić i zmienić tryb życia, bo przecież dostałem drugą szansę, mogłem w ogóle nie wrócić do pracy. Zatrudniłem innych pracowników, dałem im wyższe pensję, ale za to mam pewność, że to bardziej kompetentni pracownicy, przejęli niektóre moje obowiązki. Chociaż firma nie rozwija się tak, jak kiedyś, to praca ponad siły, jest wyjściem na krótką metę – opowiada Tomasz Dąbek, ogrodnik z Łowicza, ma kilka szklarni i kilkuhektarowe gospodarstwo.
Krzysztof Winnicki