Świetne warunki pracy i gigantyczne zarobki. A naprawdę? Wyzysk

„Wymagania: wykształcenie wyższe humanistyczne (prawo, socjologia lub filologia), biegła znajomość języka angielskiego i niemieckiego – w mowie i piśmie, podstawy html- a, ponadprzeciętne umiejętności komunikacyjne, negocjacyjne, interpersonalne; gotowość do ciężkiej pracy (po 10 godzin dziennie) i częstych wyjazdów (czynne prawo jazdy – warunek konieczny)…” To fragment jednej z ofert pracy. Co proponują kandydatowi, który spełni warunki?

Świetne warunki pracy i gigantyczne zarobki. A naprawdę? Wyzysk
Źródło zdjęć: © © visivasnc - Fotolia.com

05.07.2013 | aktual.: 08.07.2013 10:11

„Wymagania: wykształcenie wyższe (prawo, socjologia lub filologia), biegła znajomość języka angielskiego i niemieckiego – w mowie i piśmie, podstawy html-a, ponadprzeciętne umiejętności komunikacyjne, negocjacyjne, interpersonalne; gotowość do ciężkiej pracy (po 10 godzin dziennie) i częstych wyjazdów (czynne prawo jazdy - warunek konieczny). To fragment jednej z ofert pracy. Co proponują kandydatowi, który spełni oczekiwania?

W ogłoszeniu pojawia się informacja, że kandydat może liczyć na: „atrakcyjny system motywowania, satysfakcjonujący system szkoleń oraz pozyskanie doświadczenia w firmie o ugruntowanej pozycji na rynku”. W ofercie pracy nie podano nazwy firmy. Nie wiadomo w jakiej branży działa. Na anons odpowiedziało co najmniej kilkanaście osób.

- Podczas rozmowy kwalifikacyjnej dowiedziałem się, że pracodawca szuka praktykantów! I nie oferuje żadnego wynagrodzenia! Po co szuka osób po prawie? „Atrakcyjny system szkoleń” polegał zaś na wręczeniu kandydatom ulotki pod tytułem „Jak sprzedawać skutecznie”, którą każdy miał przeczytać. To delikatnie powiedziane, że poczułem się oszukany. Długotrwałe przebywanie na bezrobociu chyba uśpiło moją czujność – opowiada Grzegorz Poręba, ubiegłoroczny absolwent prawa, który od kilku miesięcy szuka zatrudnienia i odpowiedział na ofertę.

Ale nie tylko on narzeka na pracodawców i czasem bardzo enigmatyczne ogłoszenia. Niestety w ostatnim czasie jest ich bardzo dużo. Gdy wzrasta bezrobocie, przedsiębiorcy liczą na to, że łatwo pozyskają tanią siłę roboczą.

- Wiele ogłoszeń nazywanych szumnie ofertami pracy, nie ma nic wspólnego z pracą. Chodzi o znalezienie kogoś, kto będzie pracował za darmo albo będzie wykonywał jakieś zajęcia na granicy hochsztaplerki. To nie są ani praktyki według definicji prawnych, ani prace zlecone, ani szkolenia – dodaje Malwina Konopacka, która w ubiegłym roku ukończyła ekonomię i szuka pracy w marketingu.

Takie ogłoszenia zamieszczają przede wszystkim firmy zajmujące się sprzedażą bezpośrednią. Ukazują się one głównie w lokalnych serwisach, w których nikt nie weryfikuje ich treści. W ostatnim czasie zamieszczają je też właściciele serwisów internetowych. Potrzebują oni ludzi, którzy będą wrzucać treści na strony. Jeśli firma dopiero się rozkręca, szef nie płaci. Może tylko zaproponować „udział w ciekawym projekcie na skalę krajową”, zdobycie doświadczenia, akredytacje na imprezy, czasem udziały w raczej wątpliwym zysku, co w dodatku nie zostaje nigdzie udokumentowane. W rzeczywistości osoba „zatrudniona” haruje po 12 godzin dziennie przed komputerem. I to za darmo. Darmowych pracowników szukają też firmy z branży PR. Z kolei niektóre przedsiębiorstwa z sektora ubezpieczeniowego mogą zaoferować wyłącznie prowizyjny system wynagradzania lub pensję po przyuczeniu. Niekiedy przyuczenie trwa kilkanaście miesięcy.

"Zdarza się, że agenci ubezpieczeniowi własnych klientów mają dopiero po roku lub nawet później. Oczywiście w ogłoszeniach o pracę padają sformułowania: wysoka pensja, duże zarobki. Przecież to zwykłe kłamstwo. Dlaczego nie piszą konkretnie, że pracownik otrzymuje 50 zł od umowy, ale dopiero po rocznym szkoleniu? Przecież są osoby, które takiej pracy szukają" - pisze Ilona na forum Praca.wp.pl .

A jak traktować brak nazwy firmy w ogłoszeniu? Niektórzy pracodawcy prowadzą rekrutacje ukryte. Nie chcą, by konkurencja dowiedziała się, że poszukują pracowników lub chcą ten fakt utrzymać w tajemnicy przed własnym personelem.

- Takie oferty są standardem w praktyce rekrutacyjnej i zawsze firmowane są nazwą agencji doradztwa personalnego lub portalu, który obsługuje daną firmę. Taka forma oferty stosowana jest najczęściej, gdy pracodawcy szukają nowej osoby na stanowisko już obsadzone lub nie chcą zdradzać swoich planów rozwoju konkurencji. Należałoby jednak sprawdzić, czy agencja pośrednictwa pracy lub portal zamieszczający ofertę faktycznie istnieje albo czy serwis, który przesłał nam ofertę, nie wykorzystuje dobrej marki innego podmiotu – tłumaczy Izabela Tworzydło, specjalistka ds. PR z Pracuj.pl .

Jeśli w ofercie brakuje konkretów, trudno dociec o jakie stanowisko chodzi lub branżę; jeśli użyte są sformułowania - wytrychy typu: "atrakcyjne warunki pracy" zamiast jasno: umowa o pracę lub: "atrakcyjny system wynagradzania" zamiast: pensja podstawowa plus premie za efekty pracy, to lepiej być ostrożnym lub dopytać o szczegóły.

- Oczywiście zawsze warto pojechać na rozmowę kwalifikacyjną i przekonać się o jaką pracę chodzi. Niekiedy ogłoszenia są niezbyt dobrze zredagowane przez rekrutera, a praca jest godna uwagi. Rekruterzy lubią używać modnych, korporacyjnych terminów, które czasem nie mają sensu – wyjaśnia dr Zuznanna Stelmaszczyk, analityk rynku pracy w Job Media.

Potwierdza to Łukasz Juskowiak z portalu Nieparzekawy.pl (portal zawiera bazę dobrych praktyk, pomaga studentom i absolwentom znaleźć zajęcie). Twierdzi, że fatalne sformułowania w anonsach wynikają często z braku profesjonalizmu pracodawcy lub tego, że chce on ukryć prawdę o mało atrakcyjnym stanowisku.

- To jak z produktem spożywczym w sklepie, opakowanie jak z bajki, a po otwarciu czar pryska. Dlatego na spotkaniu z potencjalnym pracodawcą należy od razu prosić o wyjaśnienia górnolotnych haseł. Poza tym, gdy już decydujemy się na przyjęcie propozycji pracy, najlepiej nie przerywać rekrutacji w innych firmach. Zawsze może się okazać, że zaproponują nam coś ciekawszego - Łukasz Juskowiak z portalu Nieparzekawy.pl .

Ale oferty pracy mogą być związane ze zwykłym wyzyskiem. Inspekcja pracy przypomina, że szczególnie w czasie letnim pracodawcy szukają osób do prac, za które nie zamierzają płacić. Dlatego tak ważne jest podpisywanie umowy najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy. Jeśli szef nie wywiąże się z warunków, jest podstawa by skierować sprawę do sądu. Co ważne, firma ma obowiązek zawierania umów z praktykantami.

O ogłoszeniach, które wprowadzają w błąd, mówi Krzysztof Inglot, dyrektor działu rozwoju rynków w agencji zatrudnienia Work Service

Dlaczego pracodawcy nie redagują ogłoszeń w sposób jasny i konkretny?

Umieszczanie w ogłoszeniu wygórowanych wymagań to podstawowy błąd, który pojawia się, kiedy mamy tzw. rynek pracodawcy. Rekruterzy często chcą, żeby pracownik miał wiele kompetencji, czasem bardzo wysokich, ukończonych kilka kierunków studiów, choć w rzeczywistości stanowisko tego nie wymaga. Wynika to z łakomstwa pracodawców. To tak jak z kupnem samochodu. Wymagamy komfortu jazdy i dobrego wyposażenia, ale jeśli w podobnej cenie będzie auto, które ma dodatkowo kilka innych funkcji, to z pewnością wybierzemy to drugie.

Jeśli szefowie szukają praktykanta, to dlaczego zamieszczają „ofertę pracy”?

Czasami pracodawca dopuszcza możliwość, że po początkowym okresie praktyki zatrudni pracownika na etat, dlatego umieszcza w ogłoszeniu hasło „oferta pracy”. Jest to jednak mylące i niepotrzebne. Kandydat nastawiony na płatną, etatową pracę będzie czuł się rozczarowany, zdemotywowany, a rozmowa kwalifikacyjna okaże się dla niego stratą czasu.

Jak się nie naciąć? Co można doradzić kandydatom szukającym zatrudnienia?

Przed aplikowaniem na dane stanowisko należy dokładnie sprawdzić pracodawcę, który je oferuje. Należy zajrzeć na jego stronę internetową, czy jest ona profesjonalna, czy są tam podstawowe informacje o firmie i czy nie jest to tzw. „firma krzak”. Polecam również sprawdzanie opinii o pracodawcy, czy nie jest on głównym tematem forów o nieuczciwych firmach. W trakcie samej rozmowy kwalifikacyjnej należy zapytać o dokładny zakres obowiązków – co będziemy robić, za co będziemy odpowiedzialni. Jeśli rekruter nie jest w stanie udzielić nam odpowiedzi lub twierdzi, że jeszcze do końca nie wie, powinna zapalić się lampka ostrzegawcza.

O czym musimy pamiętać przeglądając oferty pracy? Porady ekspertów serwisu Pracuj.pl:

1. Wysyłając aplikację, godzimy się na wykorzystywanie naszych danych w celach rekrutacyjnych, dlatego musimy mieć pewność, że pracodawca jest rzetelny. Warto sprawdzić, co „mówi” o potencjalnym pracodawcy sieć. Znając nazwisko właściciela lub prezesa firmy można również o nim poszukać informacji. Oprócz biznesowych portali społecznościowych, istnieją wyspecjalizowane portale, w których możemy sprawdzić, w jakich firmach i na jakich stanowiskach ta osoba zasiada. Ponadto, firmę można sprawdzić w KRS-ie, który jest już dostępny on-line.

2. Szukając pracy, należy zwrócić uwagę na treść oferty. Jeśli niewiele możemy się z niej dowiedzieć, wymagania wobec kandydata są niewielkie, za to oferowane warunki wydają się być wyjątkowo atrakcyjne, to powinniśmy być czujni. Warto też sprawdzić, czy w ofercie pracy nie ma niestandardowych oczekiwań, na przykład wymogu wysyłania sms-a, aby uzyskać dostęp do szczegółowych danych o ofercie pracy. Tego typu informacja może świadczyć o tym, że ktoś wykorzystując ogłoszenie o pracę chcę nas po prostu naciągnąć.

3. Profesjonalne firmy pośredniczące w procesie rekrutacji zawsze podają aktualne dane adresowe i kontaktowe, a w przypadku oferty on-line aktywny link do rezygnacji z otrzymywania tego typu wiadomości.

4. Jeśli zawarliśmy umowę na świadczenie usługi, która wyglądała na darmową i okazała się płatna, zawsze możemy szukać pomocy u miejskiego lub powiatowego rzecznika konsumentów. Pamiętajmy też, że z każdej umowy zawartej na odległość, możemy zrezygnować w ciągu 10 dni. Najczęściej wystarczy w tym celu wysłać odpowiednie pismo.

ag/WP/PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)