To już koniec internetowej waluty? Bitcoin poleciał w dół

Internetowa waluta zanotowała w ostatnich kilkudziesięciu godzinach gigantyczny spadek kursu, osiągając najniższą wartość od kilkunastu miesięcy. 2015 miał być czasem triumfu bitcoina, tymczasem może stać się rokiem jego upadku.

To już koniec internetowej waluty? Bitcoin poleciał w dół
Źródło zdjęć: © Flickr

05.01.2015 | aktual.: 23.12.2015 11:29

3 stycznia na światowych giełdach bitcoina doszło do załamania - stabilnego od dłuższego czasu - kursu wirtualnej waluty. W przeliczeniu na złotówki cena jednego bitcoina spadła z ok. 1129 zł do 1005 zł. To ponad 100 zł i 10 proc. mniej niż w grudniu. I znacznie mniej, niż jeszcze rok temu, gdy cena oscylowała ok. 2 tys. zł.

Co się stało? Nikt nie wie. Na jednym z forów dla wielbicieli internetowej waluty (dla wielu ludzi bitcoiny są bardziej hobby, niż realną inwestycją) wysunięto tezę, że pod koniec roku na rynku pojawiło się wiele wirtualnych monet, którymi zaczęto płacić za... prąd. "Wykopywanie", czyli tworzenie nowych bitcoinów przy pomocy specjalnych gigantycznych kompleksów komputerowych, zużywa bowiem wielkie ilości energii.

Takie wyjaśnienie jest jednak błędne. Po pierwsze, koszty ponoszone przez „kopaczy” są stałe. Po drugie zaś, gdyby naprawdę masowo zaczęto płacić rachunki, to powinna wzrosnąć liczba transakcji bitcoinami. Tymczasem w drugiej połowie grudnia obroty na bitcoinowych giełdach spadły równie gwałtownie, jak niedługo potem kurs tej wirtualnej waluty.

Kryzys bitcoina ma prawdopodobnie głębsze przyczyny, ale symptomatyczne jest, że nikt nie wie – jakie. Rynek tradycyjnych walut również jest pełen nagłych wzrostów i upadków, ale przynajmniej wiadomo, jakie czynniki wpływają na daną walutę. Na przykład, rubel traci od pewnego czasu z powodu sytuacji politycznej, zachodniego embarga oraz spadku cen ropy. A co oddziaływuje na bitcoina? Tego nie wie nikt, bo waluta ta od samego początku swojego istnienia jest czymś bardzo tajemniczym.

Bitcoin to wirtualna waluta, a raczej parawaluta, stworzona w 2008 roku prawdopodobnie (ale pewności brak) przez osobę lub zespół osób o pseudonimie Satoshi Nakamoto. Nakamoto, kimkolwiek by nie był, od dłuższego czasu nie daje znaku życia. Pojawiły się nawet teorie, że został zamordowany lub uwięziony.

Emitentem bitcoinów nie jest żaden bank centralny, a żadna instytucja nie sprawuje kontroli nad systemem, składającym się wielu rozrzuconych na całym świecie giełd. W efekcie inwestowanie w bitcoiny jest czyś niezwykle ryzykownym.

Czym jest bitcoin i jaka jest jego historia, opowiadają nam przedsiębiorcy promujący tę walutę w Polsce:

Nasi rozmówcy zapewniają, że mimo wahań kursu, bitcoin to waluta przyszłości. Dlaczego? Jest projektem starannie opracowanym. Ma ona nawet z góry zaplanowaną inflację. Przede wszystkim zaś nie można zalać rynku masą nowych, internetowych monet. Pojawia się jednak pytanie: skąd ta pewność? Cały system jest oparty przecież na czysto wirtualnych zasadach narzuconych przez kogoś, o kim nie wiadomo nawet czy istnieje.

Nie ma żadnej gwarancji, czy kurs znów nie poszybuje w dół. A spadek obrotów pokazuje, że jest coraz mniej osób chcących ryzykować handel bitcoinami. Waluta, aby być walutą, nie musi być pod ochroną banku centralnego czy przynależeć do jakiegoś państwa. Za to podstawowym warunkiem jej istnienia są użytkownicy. Jeśli bitcoiny stracą i tak niezbyt duże zaufanie, to nic ich nie uratuje.

pieniądzeinternetbitcoin
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (147)