W 2015 r. spodziewana dalsza integracja polskiego rynku gazu z Europą
Krajowy rynek gazu będzie w 2015 r. dalej integrował się z rynkiem europejskim, pojawią się nowe możliwości importu surowca z Zachodu oraz - co obiecuje rząd - gaz z terminala LNG. Uczestnicy rynku czekają więc na tańszy gaz.
01.01.2015 11:15
W 2014 r. możliwości importu gazu z kierunku innego niż Rosja znacząco wzrosły, przede wszystkim dzięki uruchomieniu fizycznego rewersu na gazociągu jamalskim w niemieckim Mallnow. Obok działających już połączeń z Niemcami i Czechami, oznacza to możliwość sprowadzenia dodatkowo 2,3 mld m sześć. rocznie gazu z Zachodu, a w 2015 r. przepustowość ta ma jeszcze większa.
Oznacza to, że jeśli tylko ktoś ma możliwość fizycznego ściągnięcia gazu, może na rynku gazu Towarowej Giełdy Energii sprzedać zachodni surowiec. "Polski klient mógł w znaczącej skali skorzystać z dostępu do wolnego rynku gazu, takiego jakim jest rynek niemiecki czy holenderski. W III kwartale momentami na polskiej giełdzie gazu można go było kupić po 70 zł za MWh, co jest już poziomem zbliżonym do cen niemieckich przy taryfowej cenie dla PGNiG w przedziale 118-130 zł" - podkreśla b. minister skarbu, dziś wiceprezes chemicznej spółki Boryszew Mikołaj Budzanowski.
W dodatku zliberalizowane rynki z giełdami energii są mało wrażliwe na zakłócenia dostaw. Takie są rezultaty europejskich stress-testów z sierpnia 2014 r., w których okazało się, że jeżeli tylko państwo ma gazociągi i wolny rynek typu giełdowego, może czuć się bezpieczniej, bo zawsze znajdzie się chętny do sprzedaży gazu.
W Polsce jednak, jak dotąd, znacząca większość gazu pochodzi z Rosji, a jego cena nie wynika bezpośrednio z gry popytu i podaży na rynku, tylko z zapisów długoterminowego kontraktu PGNiG z Gazpromem. W strategii do 2022 r. PGNiG jasno zadeklarowało, że kontrakt na zasadzie "take-or-pay" - jak z Gazpromem - przy postępującej deregulacji rynku gazu w Polsce, oznacza konieczność sprzedaży całego wolumenu gazu po cenach rynkowych, "nieuwzględniających faktycznego kosztu pozyskania gazu w kontraktach długoterminowych".
Spółka skorzystała z zapisów kontraktu i renegocjuje z Gazpromem, deklarując, że przede wszystkim liczy na niższą cenę surowca. Zdaniem wielu ekspertów, porozumienia nie będzie i spór skończy się w arbitrażu.
W dodatku Rosjanie przyczyny niekorzystnego dla nich spadku cen i konieczności modyfikowania kontraktów upatrują właśnie w giełdach energii na Zachodzie. "Mamy do czynienia z nadpodażą, pytanie jednak, skąd pochodzi ten dodatkowy gaz" - pisał ostatnio jeden z dyrektorów Gazprom Exportu Siergiej Komlew w periodyku rosyjskiego koncernu.
"Naszym zdaniem ośrodki handlu są zasypane ofertami wirtualnego gazu, istniejącego tylko na papierze. Giełdy dojrzały, pojawiły się na nich banki inwestycyjne, traderzy, różne instrumenty handlu i kiedy wolumen tego papierowego gazu przekroczył popyt, powstała sztuczna nadpodaż i zapaść cen" - oceniał Komlew. Jego zdaniem receptą na zrównoważenie rynków jest rozszerzenie klauzuli "take-or-pay" na 100 proc. zakontraktowanych wolumenów gazu, choć klient miałby prawo ograniczyć odbiór, a nie jak dotychczas jedynie móc zamawiać więcej gazu.
Gazprom stanie się znacznie bardziej skłonny do rozmów, gdy w Polsce pojawi się duża alternatywa, czyli terminal LNG - ocenia b. dyrektor wykonawczy Międzynarodowej Agencji Energetycznej Claude Mandil. "W Polsce powszechna jest wiara, że gaz od Gazpromu jest droższy niż w Niemczech z przyczyn politycznych, bo Rosja chce za coś ukarać Polskę. Uważam, że wytłumaczenie jest znacznie prostsze - dotychczas Polska nie miała alternatywy dla Gazpromu" - powiedział PAP Mandil.
Przypomniał, że Niemcy mają dużo gazu z Norwegii, z Holandii, z innych kierunków i Gazprom na rynku niemieckim musi ostro konkurować ceną. "Sądzę, że to dlatego gaz w Polsce jest droższy niż w Niemczech" - ocenił. Dlatego decyzja Polski o budowie terminalu LNG i kupnie skroplonego gazu jest znakomita, bo pokazuje istnienie alternatywy - dodał. Rząd obiecuje, że terminal zacznie odbierać LNG jeszcze w 2015 r.
Mandil zwrócił jeszcze uwagę na fakt, że UE jako całość ma dobrze zdywersyfikowane źródła gazu i wcale nie jest uzależniona od rosyjskiego surowca. "Sądzę, że należy przestać demonizować Rosję. Przyznaję, że znacznie łatwiej przychodzi to powiedzieć Francuzowi niż Polakowi, ale Rosja w kwestii zaopatrzenia Europy w gaz była pewnym partnerem przez 50 lat. W dodatku nie jest to gaz zbyt drogi i dalej go chcemy" - powiedział.
"Co jest ważne, to móc powiedzieć Rosji - drodzy przyjaciele, jeżeli wasze ceny nie będą za dobre, albo będziecie się nieodpowiednio zachowywali, wiedzcie, że możemy się bez was obejść, bo mamy inne rozwiązania do dyspozycji" - stwierdził Mandil.
Wojciech Krzyczkowski