Zawody przyszłości – szukaj pracy jak inwestor

Według statystyk urzędowych, co miesiąc pracodawcy poszukują specjalistów budownictwa, handlu, transportu

Zawody przyszłości – szukaj pracy jak inwestor
Źródło zdjęć: © Thinkstock

17.09.2013 | aktual.: 17.09.2013 13:01

Według statystyk urzędowych, co miesiąc pracodawcy poszukują specjalistów budownictwa, handlu, transportu. Ale nie każdy nadaje się, by lać asfalt na budowie wiaduktu, kierowcę tira, czy handlowca od pieluch dziecięcych. Potrzebne są również inne możliwości, inne zawody. Niestety, zawody przyszłości nie są przeznaczone dla tysięcy bezrobotnych, którzy szukają stabilnej pensji. To raczej okazja dla pojedynczych osób, których pociąga kuszenie losu i kokietowanie szczęścia.

Większość zawodów prezentowanych w przeróżnych zestawieniach nie legitymuje się rozsądnymi ekonomicznymi podstawami. W przypadku karier zawodowych znacznie częściej jesteśmy w stanie postawić na czarnego konia, a później nerwowo obgryzać paznokcie w oczekiwaniu za pokaźną wygraną. Niejeden absolwent studiów bez najmniejszego wahania przyjmuje pracę atrakcyjną dziś, nie zastanawiając się jak duży popyt na te usługi lub produkty będzie jutro. Przeciwnie postępują profesjonalni inwestorzy – na czele z najsłynniejszym i najbogatszym, Warrenem Buffettem. Wkładają oni pieniądze tylko w te branże, które opierają się na podstawowych potrzebach ludzkich. Większość z nich niechętnie patrzy już na branże związane z komputerami, a o bardziej zaawansowanych technologiach nawet nie chcą słyszeć. Zysk bez ryzyka – to jest ideał, do którego dążą.

Przyjrzyjmy się kilku zawodom przyszłości i sprawdźmy, na które z nich warto postawić.

Posada tradera alternatywnych walut wygląda bardzo atrakcyjnie. Coraz więcej mówi się o kryzysie zaufania do typowych walut, o ich podatności na kryzysy finansowe (a także o wywoływaniu tychże kryzysów), jak również o ograniczeniach stosowania w rejonach świata o niewielkim zaawansowaniu technologicznym i cywilizacyjnym. Globalna waluta, dostępna dla każdego, o każdej porze i w każdym miejscu, wydaje się być dobrem bardzo pożądanym – a zatem gwarantuje nie tylko pracę, ale i niezłe zyski. Jednak w praktyce, jest to bardzo ograniczony zawód, jeszcze bardziej niż w przypadku traderów na tradycyjnych giełdach. Dlaczego? Ponieważ w przypadku firm finansowych działających na tradycyjnych giełdach, gdy z różnych powodów zmniejszy się liczba rachunków – a więc i zapotrzebowanie na usługi tradera – może on liczyć na przesunięcie z np. rynku złota na rynek pomarańczy. Minie sporo czasu, zanim zrozumie dynamikę cen i przyzwyczajenia klientów, ale wielkość i stabilność firmy zapewni mu nowe zajęcie bez zagrożenia
zwolnieniem. Firmy zajmujące się wirtualnymi walutami są niewielkie, nie mają dużego kapitału. Na widok kłopotów raczej spakują manatki i zamkną drzwi niż będą szukać nowych stanowisk dla swoich pracowników. Jest to zatem zawód bardzo ryzykowny, choć niektórym może przynieść sukces i pieniądze.

Specjalista od społecznego zbierania funduszy jako zawód powstał na fali ostatnich sukcesów serwisów internetowych takich jak Kickstarter. Specjalista ten wykonuje łączone obowiązki handlowca i człowieka od public relations, przy czym cała aktywność odbywa się online: w mediach społecznościowych, na blogach, w samym Kickstarterze. Na barkach takiego specjalisty spoczywa przygotowanie, realizacja i ocena planu kontaktów z wybranymi sponsorami projektu: setkami lub tysiącami osób deklarujących datek finansowy, jeśli deklaracje pokryją 100 proc. przedstawionej kwoty wykonania projektu. Praca takiego specjalisty musi być bardziej kreatywna niż typowego handlowca i nawet bardziej niż typowego PR-owca. Użytkownicy internetu widzieli niejedno i przygotowanie czegoś atrakcyjnego, a przy tym sprzedającego projekt, z każdym kolejnym miesiącem staje się coraz większym wyzwaniem. Ten zawód jest całkiem rozsądny, ponieważ wymaga umiejętności, które łatwo przenieść do innych zawodów. Sprzedaż i promocja, szczególnie z
użyciem nowoczesnych narzędzi internetowych, równie dobrze przydadzą się podczas akcji zbierania funduszy na lokalny plac zabaw dla dzieci, jak schroniska dla porzuconych zwierząt, koncertu kultowego acz niszowego artysty z zagranicy, oraz prowadzenia typowych akcji handlowych. Pewnym problemem może być nadmierne przywiązanie się do jednego kanału komunikacji lub do jednego portalu projektowego kosztem innych.

Miejski rolnik – choć nazwa brzmi dość pociesznie – to najbardziej rozsądny zawód z dotychczas przedstawionych. W polskich warunkach tego typu działalność kojarzy się z przydomowymi ogródkami i pomidorkami hodowanymi w skrzynkach na balkonach blokowisk. W największych miastach na świecie uprawa opiera się na hydroponice – czyli dostarczaniu substancji biogennych, światła, wody, powietrza, bez wykorzystania gleby ziemnej. Uprawy korzystają ze specjalnych pomp powietrza, nie ma więc ryzyka stosowania zanieczyszczonego, miejskiego powietrza. Ponieważ grunty w miastach są drogie i nikt nie przeznaczyłby ich pod uprawę warzyw, miejscy rolnicy wykorzystują tarasy na dachach wieżowców. Koszt warzyw „miejskich” nie odbiega znacząco od kosztu typowych upraw (przynajmniej tak twierdzą użytkownicy for na temat hydroponiki), a wygląda znacznie lepiej w porównaniu do ceny kilograma w sklepach w samym centrum (1 kg pomidorów gruntowych na przedmieściu – 2,00-3,50 zł, 1 kg w centrum – 4,50-6,00 zł). Właściciele budynków w
miastach mogą być otwarci na taki „rolniczy” zarobek dodatkowy, tak więc znajdzie się też kilka ładnych złotych na wynagrodzenie dla specjalisty, miejskiego rolnika, który zainstaluje system uprawy i będzie go doglądać.

MAL,MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)