Znalazł skarb w nodze od stołu. Pieniądze pochowane są wszędzie
W szafie, w nodze od stołu, framudze, a czasem nawet w murach. W Polsce o domowy skarb łatwiej niż gdziekolwiek indziej, bo historia sprawiła, że nasi przodkowie często i dużo chowali wartościowych przedmiotów.
Czasem czekają dekady pod klepkami skrzypiącej podłogi, czasem za obluzowaną cegłą albo we wnętrzu mebla sprzed wojny. Monety wyceniane na dziesiątki tysięcy złotych nieraz znajdowano podczas remontów - komentują numizmatycy, przestrzegając przed pochopnym wyrzucaniem zarówno numizmatów, jak i dawnych odznaczeń.
Szansa, że podejrzanie ciężka szafa w kącie starego mieszkania skrywa kosztowności ze złota, jest znikoma, ale nie sprawdzając, oddajemy los w dłonie zbieraczy złomu.
Zaglądając do antykwariatów rozsianych po całym kraju, można byłoby spisać obszerny tom podobnych do siebie opowiadań: historii cennych monet znalezionych w zakamarkach starych domów. Mimo że finały tych opowieści bywają krzepiące, prawdopodobieństwo odnalezienia skarbu pozostaje niewielkie - specjaliści radzą więc, żeby nie zmniejszać go jeszcze mocniej i nie wyrzucać odruchowo pamiątek po przodkach.
Owocne okazać się może otwarcie niepozornych pudełek po butach, przesunięcie drewnianego mebla, a nawet zerknięcie od czasu do czasu na prace ekipy od remontu.
Monety na inwestycje. "Niektórzy wydają miliony"
- Trzeba pamiętać, że losy wojenne i represje systemowe zmuszały kilka pokoleń do starannego ukrywania wartościowych przedmiotów. Jeden z klientów opowiedział mi na przykład o bardzo starym stole, przy którym zasiadali już tylko studenci, którym wynajmował mieszkanie po dziadku - mówi Michał Niemczyk, właściciel numizmatycznego domu aukcyjnego w Warszawie.
Jak opowiada, jeden z lokatorów chciał nawet odkupić antyk z sentymentu i tylko nagła awaria rurociągu sprawiła, że właściciel musiał sam odwiedzić lokal i przesunąć nieco meble.
- Stół okazał się na tyle ciężki, że jedna z drewnianych nóg nie wytrzymała i, wyłamując się, uwolniła obfity wysyp kosztowności: rzadkich złotych monet, kieszonkowych zegarków i archiwalnych notatek sprzed wojny. Kiedyś za ich posiadanie groziłoby zesłanie - opisuje Niemczyk.
Antykwariusz wspomina też o unikatowym złotym medalu, który - zanim osiągnął stawkę 180 tys. zł na aukcji - przeleżał dekady pod stopami…
Skarby pod klepkami
Któregoś dnia do eksperta zadzwonił telefon z wiadomością, że podczas zrywania parkietu ekipa znalazła pięciozłotówkę z 1932 r. Numizmatycy określają ten popularny typ międzywojennej monety "głową kobiety" i wyceniają zwykle na kilkadziesiąt złotych, w zależności od stanu zachowania.
Tym razem na blat antykwariatu trafiła jednak pięciozłotówka z wizerunkiem Nike, najrzadsza moneta obiegowa II Rzeczpospolitej, która na aukcjach osiąga kwotę w przedziale 30-45 tys. zł. W 1932 r., kiedy mieszkanie było kupione, właściciel wrzucił ją na szczęście pod podłogę - gdy się więc znalazła, remont spłacił się z nawiązką.
- Z tego, co słyszałem nieraz od klientów, wynika, że warto czujnie przeprowadzać remonty, zwłaszcza w wiekowych mieszkaniach. Kiedyś trafiły do nas nieźle zachowane 20-dolarówki, które robotnicy znaleźli w futrynach, gruntownie remontując kamienicę - wspomina Krzysztof Klitończyk, prowadzący sklep numizmatyczny w Poznaniu.
Jak dodaje, niekiedy skrytką okazuje się część wyposażenia, ale zdarzały się i przypadki numizmatycznych zbiorów w samych murach budynku.
W jednym domu, w którym dziadek nie darzył zaufaniem bankierów, syn z wnukiem odnaleźli sześć złotych Krugerrandów w kominie, za obluzowaną cegłą w piwnicy. Krugerrandy wybijane są w złocie w południowoafrykańskiej mennicy, każdy zawierał więc około 31 g czystego kruszcu.
Kinga Klitończyk, prowadząca sklep z mężem, przestrzega również, żeby przenigdy nie wyrzucać też odznaczeń, dlatego że medale warte czasem ponad 1 tys. zł zdarzało się przynosić nawet złomiarzom, przeszukującym śmietniki.
Falerystyka - czyli dziedzina zajmująca się m.in. orderami i odznakami - stanowi na rynku rozwijającą się gałąź, a niektóre rzadkie odznaczenia czy medale wycenia się w dziesiątkach tysięcy złotych, zwłaszcza jeśli należały do znanych osób.
Nie wszystko złoto…
- Prawda jest taka, że niemal każdy ma gdzieś w domu pudełko czy woreczek starych monet, dlatego naiwne byłoby założenie, że w każdym z tych zakamarków czeka jakaś perełka. Jako autor wielu katalogów numizmatycznych obserwuję, jak z każdą świeżo wydaną publikacją narasta grono osób, które pędzą z tymi woreczkami do antykwariatów, pytając, czy ich zbiory nie odpowiadają czasem rzadkim pozycjom z katalogu. Zdecydowaną większość czeka rozczarowanie, ale zdarzały się i historie, w których garstka monet warta była majątek - komentuje numizmatyk Janusz Parchimowicz.
Podczas fotografowania monet okresu PRL do jednego ze wspomnianych katalogów, w drzwiach warszawskiego antykwariatu stanęła wdowa po kolekcjonerze z pudełkiem po butach zapełnionym pieniędzmi minionego ustroju. Wśród monet - starannie zawiniętych w szary papier toaletowy - była kolekcja pięciozłotówek z rybakiem, a także popularna ostatnio w mediach 10-groszówka z 1973 r. bez menniczego znaku.
Wartość pudełka oszacowano na blisko 40 tys. zł, choć - jak się okazuje - ważną rolę w ocaleniu skarbu odegrał pamiętający dawne czasy papier. Gdyby pięciozłotówki pokryte były rysami, ich wartość starczyć mogłaby na obiad z mlecznego baru.