Znalazł skarb w nodze od stołu. Pieniądze pochowane są wszędzie
W szafie, w nodze od stołu, framudze, a czasem nawet w murach. W Polsce o domowy skarb łatwiej niż gdziekolwiek indziej, bo historia sprawiła, że nasi przodkowie często i dużo chowali wartościowych przedmiotów.
26.09.2020 17:12
Czasem czekają dekady pod klepkami skrzypiącej podłogi, czasem za obluzowaną cegłą albo we wnętrzu mebla sprzed wojny. Monety wyceniane na dziesiątki tysięcy złotych nieraz znajdowano podczas remontów - komentują numizmatycy, przestrzegając przed pochopnym wyrzucaniem zarówno numizmatów, jak i dawnych odznaczeń.
Szansa, że podejrzanie ciężka szafa w kącie starego mieszkania skrywa kosztowności ze złota, jest znikoma, ale nie sprawdzając, oddajemy los w dłonie zbieraczy złomu.
Zaglądając do antykwariatów rozsianych po całym kraju, można byłoby spisać obszerny tom podobnych do siebie opowiadań: historii cennych monet znalezionych w zakamarkach starych domów. Mimo że finały tych opowieści bywają krzepiące, prawdopodobieństwo odnalezienia skarbu pozostaje niewielkie - specjaliści radzą więc, żeby nie zmniejszać go jeszcze mocniej i nie wyrzucać odruchowo pamiątek po przodkach.
Owocne okazać się może otwarcie niepozornych pudełek po butach, przesunięcie drewnianego mebla, a nawet zerknięcie od czasu do czasu na prace ekipy od remontu.
- Trzeba pamiętać, że losy wojenne i represje systemowe zmuszały kilka pokoleń do starannego ukrywania wartościowych przedmiotów. Jeden z klientów opowiedział mi na przykład o bardzo starym stole, przy którym zasiadali już tylko studenci, którym wynajmował mieszkanie po dziadku - mówi Michał Niemczyk, właściciel numizmatycznego domu aukcyjnego w Warszawie.
Jak opowiada, jeden z lokatorów chciał nawet odkupić antyk z sentymentu i tylko nagła awaria rurociągu sprawiła, że właściciel musiał sam odwiedzić lokal i przesunąć nieco meble.
- Stół okazał się na tyle ciężki, że jedna z drewnianych nóg nie wytrzymała i, wyłamując się, uwolniła obfity wysyp kosztowności: rzadkich złotych monet, kieszonkowych zegarków i archiwalnych notatek sprzed wojny. Kiedyś za ich posiadanie groziłoby zesłanie - opisuje Niemczyk.
Antykwariusz wspomina też o unikatowym złotym medalu, który - zanim osiągnął stawkę 180 tys. zł na aukcji - przeleżał dekady pod stopami…
Skarby pod klepkami
Któregoś dnia do eksperta zadzwonił telefon z wiadomością, że podczas zrywania parkietu ekipa znalazła pięciozłotówkę z 1932 r. Numizmatycy określają ten popularny typ międzywojennej monety "głową kobiety" i wyceniają zwykle na kilkadziesiąt złotych, w zależności od stanu zachowania.
Tym razem na blat antykwariatu trafiła jednak pięciozłotówka z wizerunkiem Nike, najrzadsza moneta obiegowa II Rzeczpospolitej, która na aukcjach osiąga kwotę w przedziale 30-45 tys. zł. W 1932 r., kiedy mieszkanie było kupione, właściciel wrzucił ją na szczęście pod podłogę - gdy się więc znalazła, remont spłacił się z nawiązką.
- Z tego, co słyszałem nieraz od klientów, wynika, że warto czujnie przeprowadzać remonty, zwłaszcza w wiekowych mieszkaniach. Kiedyś trafiły do nas nieźle zachowane 20-dolarówki, które robotnicy znaleźli w futrynach, gruntownie remontując kamienicę - wspomina Krzysztof Klitończyk, prowadzący sklep numizmatyczny w Poznaniu.
Jak dodaje, niekiedy skrytką okazuje się część wyposażenia, ale zdarzały się i przypadki numizmatycznych zbiorów w samych murach budynku.
W jednym domu, w którym dziadek nie darzył zaufaniem bankierów, syn z wnukiem odnaleźli sześć złotych Krugerrandów w kominie, za obluzowaną cegłą w piwnicy. Krugerrandy wybijane są w złocie w południowoafrykańskiej mennicy, każdy zawierał więc około 31 g czystego kruszcu.
Kinga Klitończyk, prowadząca sklep z mężem, przestrzega również, żeby przenigdy nie wyrzucać też odznaczeń, dlatego że medale warte czasem ponad 1 tys. zł zdarzało się przynosić nawet złomiarzom, przeszukującym śmietniki.
Falerystyka - czyli dziedzina zajmująca się m.in. orderami i odznakami - stanowi na rynku rozwijającą się gałąź, a niektóre rzadkie odznaczenia czy medale wycenia się w dziesiątkach tysięcy złotych, zwłaszcza jeśli należały do znanych osób.
Nie wszystko złoto…
- Prawda jest taka, że niemal każdy ma gdzieś w domu pudełko czy woreczek starych monet, dlatego naiwne byłoby założenie, że w każdym z tych zakamarków czeka jakaś perełka. Jako autor wielu katalogów numizmatycznych obserwuję, jak z każdą świeżo wydaną publikacją narasta grono osób, które pędzą z tymi woreczkami do antykwariatów, pytając, czy ich zbiory nie odpowiadają czasem rzadkim pozycjom z katalogu. Zdecydowaną większość czeka rozczarowanie, ale zdarzały się i historie, w których garstka monet warta była majątek - komentuje numizmatyk Janusz Parchimowicz.
Podczas fotografowania monet okresu PRL do jednego ze wspomnianych katalogów, w drzwiach warszawskiego antykwariatu stanęła wdowa po kolekcjonerze z pudełkiem po butach zapełnionym pieniędzmi minionego ustroju. Wśród monet - starannie zawiniętych w szary papier toaletowy - była kolekcja pięciozłotówek z rybakiem, a także popularna ostatnio w mediach 10-groszówka z 1973 r. bez menniczego znaku.
Wartość pudełka oszacowano na blisko 40 tys. zł, choć - jak się okazuje - ważną rolę w ocaleniu skarbu odegrał pamiętający dawne czasy papier. Gdyby pięciozłotówki pokryte były rysami, ich wartość starczyć mogłaby na obiad z mlecznego baru.