Zwolnienie chorobowe jest dla mięczaków!

Są chorzy a i tak przychodzą do pracy. Nic sobie nie robią z przeziębienia czy grypy

Zwolnienie chorobowe jest dla mięczaków!
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

29.09.2010 | aktual.: 06.06.2018 14:49

Są chorzy a i tak przychodzą do pracy. Nic sobie nie robią z przeziębienia czy grypy. W pracy stawiają się z podwyższoną temperaturą, katarem, kaszlem. Twierdzą, że muszą – bo gonią ich terminy. Tak mówią najczęściej menedżerowie. Ale też szeregowi pracownicy, którzy uważają że biorąc L4 podpadną przełożonemu. Skutki takiego postępowania są opłakane.

Z badań przeprowadzonych przez Polskie Stowarzyszenie Zarządzania Kadrami wspólnie z centrum Enel- Med wynika, że wśród 230 menedżerów i specjalistów z dużych i średnich firm, aż 98 proc. przyznało, że w ciągu poprzednich trzech lat pracowało mimo przeziębienia. Do tego ponad cztery piąte wykonywało obowiązki zawodowe, nawet będąc na zwolnieniu.

Jednocześnie, jak wynika z najnowszych danych ZUS, w ubiegłym roku pobiliśmy kolejny rekord dni absencji chorobowej. Spędziliśmy na zwolnieniach łącznie 194,5 mln dni, o 7,1 mln więcej niż rok wcześnie i ponaddwukrotnie więcej niż w 2002. Za miliony dni na zwolnieniach pracodawcy i ZUS wypłacili w 2008 ponad 9,2 mld zł.

Według badań firmy doradczej PricewaterhouseCoopers Polacy należą do najbardziej chorowitych narodów w Europie. Wskaźnik absencji chorobowej (liczba dni na zwolnieniu wobec dni roboczych) przekracza u nas 5 proc., podczas gdy europejska średnia wynosi 3,8 proc. Ale wielu pracowników nie bierze L4. Twierdzą oni, że nie stać ich na zwolnienia chorobowe. Skutek jest opłakany. Bo nie leczone przeziębienie prowadzi do powikłań – zapalenia płuc, a nawet zapalenia mięśnia sercowego czy problemów neurologicznych. Pracownik, który nie wziął zwolnienia na 3-4 dni, najczęściej zapada na poważniejsze choroby i jego absencja w pracy znacznie się wydłuża. Potwierdzają to badania firmy Mercer.

O ile w zachodnioeuropejskich firmach pracownicy często biorą dwu – pięciodniowe zwolnienia, o tyle w polskich najpopularniejsze są te dwukrotnie dłuższe. Specjaliści wskazują, że najprawdopodobniej są one efektem powikłań po przechodzonej grypie.

W grupie pracowników, którzy chodzą z grypą do pracy, są nie tylko osoby, które boją się zwolnienia i ich pozycja nie jest stabilna. Nie brakuje pracujących, chorych menedżerów. Twierdzą oni najczęściej, że po prostu nie mają czasu chorować – bo muszą realizować projekty w terminie. Uważają, że nawet kilkudniowa nieobecność doprowadzi do poważnych problemów w firmie.

- Nie mam czasu na grypę – mówi Bogdan Jaworski, szef niewielkiej firmy produkującej okna. – Spotykam się z klientami, podpisuję umowy, szukam nowych kontrahentów za granicą. Nikt tego nie zrobi za mnie. Nawet kilka dni choroby to dla firmy ogromne straty. Nigdy, odkąd pamiętam, nie wziąłem ani jednego dnia chorobowego. Dla mnie przeziębienie to nie jest żadna choroba.

Lekarze przestrzegają: kto nie ma czasu na 3-4 dni choroby, ten będzie musiał później wziąć dużo dłuższe zwolnienie. - Bardzo przestrzegam przed przechodzeniem grypy. Jeśli już zachorujemy, nie łudźmy się, że wystarczy wziąć tabletki. Choroba wróci ze zdwojoną siłą i powali nas do łóżka już nie na kilka dni a na kilkanaście – mówi Piotr Grochowski, lekarz internista z Gdyni, specjalista medycyny pracy.

(toy)

pracownikszefpraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)