Jedzenie za pół ceny? Niby tak, ale niesmak pozostał
W ten weekend mieszkańcy Warszawy, Poznania i Szczecina byli wabieni do restauracji na jedzenie za pół ceny. Podziałało jak magnes. Restauracje się zapełniły. Część klientów jednak nie kryła rozczarowania wychodząc. Rachunek wcale nie był bowiem niższy niż innego dnia. Dlaczego?
20.10.2013 | aktual.: 21.10.2013 14:59
Bój o Koronę Smakosza w ten weekend dotarł do Warszawy. To część akcji rozgrywającej się w kilku miastach Polski, w której konsumenci oceniają lokale gastronomiczne. Pod uwagę brane są: wystrój lokalu, jakość obsługi, atmosfera, smak potraw oraz relacja jakości do ceny. Klienci określają też, czy miejsce nadaje się na spotkania z przyjaciółmi, wyjścia rodzinne, romantyczny wieczór czy może na lunch.
By przyciągnąć klientów, restauracje biorące udział w akcji w wybrane weekendy obniżyły ceny potraw. Ale - uwaga - nie wszystkich. Zgodnie z regulaminem w niższej aż o połowę cenie oferowane miało być co najmniej jedno danie z menu. I czasem na jednym się kończyło.
Nie pisalibyśmy o tym, gdyby lokale informowały o obniżce w sposób nie budzący wątpliwości. Tymczasem człowiek z ulicy, który nie czytał regulaminu, mógł odnieść wrażenie, że przecenione są wszystkie pozycje w menu! A to nieprawda.
- Dostałem rachunek na 92 zł, a chciałem wydać za dwie osoby połowę tego! - nie kryje oburzenia Maciek. - Kiedy spytałem kelnerkę, czy akcja za pół ceny już nie obowiązuje, ta odparła, że owszem, obowiązuje, ale dotyczy tylko spaghetti napoli, czyli jak wiadomo - jednej z tańszych pozycji. Dodała, że wszystko jest na plakacie przed wejściem.
Pan Maciej wysłał nam jego zdjęcie. Rzeczywiście, jest tam wymienione danie objęte obniżką, co notabene zostało napisane flamastrem, ale nie zostało już napisane, że akcja dotyczy tylko tej pozycji. Jeśli więc promocja miała zachęcić do odwiedzenia lokali, to zdała egzamin jednorazowo.
- Nie tylko ja poczułem się oszukany, odbierając rachunek, bo większość osób zamawiała pizzę i nie miała świadomości, że zapłaci 100 proc. ceny - relacjonuje pan Maciej. - I choć jedzenie mi smakowało, do miejsca się zraziłem. Źle oznaczyło obniżkę. Jak restauracja uczestniczy w takich akcjach, to powinna przeszkolić obsługę, by jasno mówiła o zasadach, a nie tłumaczyła warunki dopiero na odchodne. Wtedy jest już za późno - uważa.
W internecie wpisów rozczarowanych klientów jest więcej. Goście skarżą się, że dostawali ankiety do wypełnienia, choć rabatu nie otrzymali. - Obsługa nic nie wiedziała o rabacie. Kierownika restauracji nie było... - opowiada swoje przejścia na facebookowym profilu klientka lokalu na warszawskiej Pradze. Konsumenci są zdziwieni, że tyle hałasu robione jest wokół promocji dotyczącej jednej czy dwóch potraw.