Rośnie bańka na polskim długu? To zła wiadomość dla rodziców

Polskie obligacje skarbowe rozchodzą się na pniu. Ich wycena bije rekordy. Cieszy się Jacek Rostowski, cieszy się rząd. Nikt nie myśli, co się stanie, gdy w tym samym tempie inwestorzy zaczną wyprzedawać polski dług. A właśnie z tych pieniędzy finansowane mają być dłuższe urlopy macierzyńskie.

Rośnie bańka na polskim długu? To zła wiadomość dla rodziców
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

09.05.2013 | aktual.: 09.05.2013 10:23

Polskie obligacje skarbowe rozchodzą się na pniu. Ich wycena bije rekordy. Cieszy się Jacek Rostowski, cieszy się rząd. Nikt nie myśli, co się stanie, gdy w tym samym tempie inwestorzy zaczną wyprzedawać polski dług. A właśnie z tych pieniędzy finansowane będą dłuższe urlopy rodzicielskie.

- Koszty obsługi długu zagranicznego na pewno będą niższe o ponad 300 mln zł, a może o 350 mln zł - powiedział premier po spotkaniu z "matkami I kwartału". - Właśnie część z tych pieniędzy zamierzamy przeznaczyć na dłuższe urlopy rodzicielskie - zapowiedział niedawno szef rządu.

Sęk w tym, że wielu analityków zastanawia się, czy hossa na polskim długu to nie zasługa spekulantów, szukających szansy na szybki zarobek. Jeśli to prawda, wyprzedaż polskich obligacji następowałaby w podobnym tempie, jak teraz są kupowane. Co w tedy stanie się z dłuższymi urlopami?

- Szybkość napływu środków do Polski może sugerować, że mamy do czynienia z bańką spekulacyjną - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Sadrak, analityk Open Finance. - Problem polega na tym, że trudno powiedzieć, co jest w tym wypadku bańką, a co nią nie jest. Nie jesteśmy powiem jednoznacznie stwierdzić, że mamy do czynienia z kapitałem spekulacyjnym, czy z rosnącą wiarą w Polskę - tłumaczy

W opinii Łukasza Tarnawy, głównego ekonomisty BOŚ, jedno jest pewne - inwestorzy od pewnego czasu bardzo agresywnie wykupują polskie obligacje. Jego zdaniem przyczyną jest bardzo silne poluzowanie polityk monetarnych banków centralnych na całym świecie i globalne zwiększenie płynności pieniądza. Sytuacja na rynkach się ustabilizowała, nie ma obaw o rozpad strefy euro. Ceny surowców są niskie. Inwestorzy szukają miejsc, gdzie uzyskają wyższe stopy zwrotu. A takie - nawet mimo serii obniżek stóp procentowych - oferuje właśnie nasz kraj.

- Kapitał ten płynie między innymi z Europy Zachodniej. Kraje te mogą lepiej wyceniać Polskę, również na tle poprzedniej fali kryzysu. Na liście krajów zainteresowanych można znaleźć inwestorów z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji - wylicza analityk Open Finance.

Popyt przekłada się również na spadek rentowności tych obligacji. Niższa rentowność w dłuższej perspektywie to dobra wiadomość. Oznacza, że koszty obsługi długu publicznego obniżą się, co stanowi pozytywną informację dla budżetu i Ministerstwa Finansów. I część z tych oszczędności rząd zamierza przeznaczyć na dłuższe urlopy dla ojców i matek dzieci urodzonych po 31 grudnia 2012 roku.

Jacek Frączyk, analityk giełdowy Wirtualnej Polski

Rekordowo niskie odsetki od polskich obligacji płacone obecnie w naszym imieniu przez ministra Rostowskiego, to przede wszystkim efekt sytuacji na międzynarodowym rynku monetarnym. W sytuacji, gdy wszystkie największe światowe banki centralne luzują politykę pieniężną, na rynku pojawił się kapitał przyzwyczajony do bezpiecznych zarobków, ale który bezpiecznie nie bardzo już ma być gdzie zainwestowany z dotychczasowa stopą zwrotu.

Kwietniowa decyzja banku centralnego Japonii o zwiększeniu bazy monetarnej, która ma wywołać inflację w drugiej gospodarce Azji, oprócz pojawienia się pustego pieniądza na rynku, wycofa też częściowo Japonię z emisji długu, czyli pieniądze lokowane dotychczas w obligacje Japonii będą musiały przesunąć się gdzie indziej. Jeśli się to połączy z kontynuacją dodruku dolara przez amerykański FED, oraz spodziewanym obniżaniem stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny, widać że pojawia się nierównowaga na rynku kapitału, dając przewagę pożyczkobiorcom. Kapitał szuka obecnie miejsca, gdzie mógłby być ulokowany i... robi się tak tani, że coraz taniej i łatwiej może go pożyczać również polski rząd.

Oczywiście Polska musiała sobie najpierw zasłużyć na zaufanie finansistów, żeby móc emitować obligacje ze stopą niższą niż trzy procenty, stwarzając wrażenie stabilnego rynku na tle niestabilnej Europy. Kwestia tylko, co się stanie jeśli to zaufanie nadwyręży, np. zwiększając oficjalnie deficyt budżetowy, na co, patrząc na coraz trudniejszą sytuację w ściągalności podatków ze słabnącej gospodarki i niepowstrzymany apetyt rządu na wydawanie pieniędzy podatników, zanosi się już w połowie roku. Spadek zaufania dla polskiego rządu może ograniczyć możliwości emisji nowych obligacji w drugiej połowie roku, co prawdopodobnie jest przyczyną zwiększonej obecnie emisji polskiego długu. Pod koniec roku już nie będzie tak łatwo.

- Na tak niskich rentownościach zyskuje oczywiście budżet, ale również zyskujemy wizerunkowo. Na arenie europejskiej czy ogólnoświatowej jawimy się jako kraj, który wchodzi do czołówki, dojrzały. Wizerunkowo zyskuje także Minister Finansów, który może chwalić się kolejnymi rekordami - tłumaczy Sadrak.

Jacek Rostowski w kwietniu tego roku poinformował na Twitterze, że "rentowność obligacji 5-letnich spadła po raz pierwszy w historii poniżej 3 proc. Rok temu były powyżej 5 proc., więc to spadek o 40 proc."

8 maja rentowności obligacji 10-letnich spadły do rekordowego poziomu 3,08 proc., 5-latki to 2,66 proc., a 2-latki - 2,58 proc.

Nic nie może przecież wiecznie trwać

Nie ma wątpliwości, że hossa na rynku obligacji nie będzie trwać zawsze. Trudno jest jednak stwierdzić, kiedy się ona zakończy. W opinii analityka Open Finance sytuacja może potrwać 3 dni, 3 tygodnie, 3 miesiące, a może i dłużej. Obawa jest tylko, że przy tak szybkim napływie środków może nastąpić ich równie szybki odpływ z naszych rynków. Ponadto rentowności wcale nie muszą już spadać. Mogą się przez długi czas utrzymywać na zbliżonym do rekordowego poziomu.

- Nie ma co liczyć, że zbliżymy się do zerowej czy ujemnej rentowności. Takie poziomy występują na obligacjach krótkoterminowych czy bonach, ale raczej w takich krajach jak Niemcy czy USA. Tak jeszcze nie jesteśmy postrzegani - konkluduje Sadrak.

Jerzy Dobrowolski, dyrektor sprzedaży produktów skarbowych Alior Banku, uważa że rekordy będą jeszcze kontynuowane, ale wkrótce należy się
- Jesteśmy jednak blisko dna - powiedział Dobrowolski w TVN CNBC - W ciągu 1-2 miesięcy można się go spodziewać.

Tymczasem Łukasz Tarnawa jest natomiast zdania, że sytuacja zmieni się już w drugiej połowie roku. - Oczekuję wzrostu rentowności już w czerwcu-lipcu. Ale nie spodziewam się gwałtownej ucieczki pieniędzy z polskiego rynku - mówi. Główny ekonomista BOŚ Bank uważa, że przy wzroście rentowności w takich krajach, jak USA czy Niemcy, napływ pieniędzy do Polski nie będzie już tak silny. Rentowności obligacji mogą również wzrosnąć, gdyż wzrosną obawy o spadek płynności na światowych rynkach.

Również Marek Belka, szef NBP nie oczekuje gwałtownej ucieczki kapitału z Polski. - Nie obawiamy się odpływu inwestorów - powiedział 8 maja po obniżeniu stóp procentowych przez RPP.

W opinii głównego ekonomisty Łukasza Tarnawy wzrost rentowności nie będzie stanowił problemu dla polskich finansów publicznych, ale Jackowi Rostowskiemu nie będzie już tak lekko jak obecnie. Oszczędności na kosztach obsługi długu są ogromne. Rząd emituje więc obligacje na zapas. Skąd jednak weźmie pieniądze na urlopy dla matek, gdy koszty długu wzrosną?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)