skażona żywność

Mięso śmierdziało i było zielone. Ponoć zawierało też bardzo dużo bakterii - takie mięso miał sprzedawać Piotr M., "mięsny baron" z Rosławowic. Firma z Koluszek, która kupowała od niego towar, w jednej z palet znalazła etykietę świadczącą, że mięso było przeterminowane. Właściciel ubojni podejrzany o oszustwo żąda od przedsiębiorstwa 300 tys. zł, bo upiera się, że mięso było dobre.

Śledczy wertują sterty dokumentacji, którą zabezpieczyli u Piotra M. (43 l.), właściciela ubojni w Rosławowicach (woj. łódzkie), do której kilka dni temu trafił transport chorych i padłych zwierząt. Niewykluczone, że znalazło się także w dużych zakładach mięsnych z terenu Rawy Mazowieckiej.

Jak to się stało, że ciężarówka, która jechała do ubojni w Rosławowicach (woj. łódzkie), wiozła na wpół żywe, chore i martwe bydło? Kto do tego dopuścił?

Prokuratorzy z Myszkowa (woj. śląskie) wyjaśniają, w jaki sposób doszło do zanieczyszczenia mleka w proszku wyprodukowanego w Spółdzielni Mleczarskiej „Rokitnianka” w Szczekocinach. Wiadomo też już, że skażone mleko mogło zostać wykorzystane do produkcji wyrobów spożywczych w całej Polsce... a istnieje podejrzenie, że w mleku w proszku ze Szczekocin była trutka na szczury!