Wygrał miliony i nie chce wygranej
Szczęśliwiec, który dobrze wytypował szóstkę w Lotto i wygrał niemal 29,5 mln złotych wciąż nie zgłosił się po wygraną. Los na wagę milionów sprzedano w Bolimowie koło Skierniewic. Jeśli zwycięzca szybko się nie znajdzie, to pieniądze przepadną. Czasu jest coraz mniej.
Rok 2012 obfituje w wysokie kumulacje. Wygrana, która padła 22 września w Bolimowie była trzecią najwyższą w historii Lotto. To aż 29 465 000 złotych. Przedstawiciel Totalizatora Sportowego potwierdza, że dotąd zwycięzca się nie ujawnił.
- Zgodnie z regulaminami gier liczbowych, wygrane pieniężne wypłacane są w okresie 60 dni, licząc od następnego dnia po losowaniu - mówi Jarosław Tomaszewski z zespołu PR i komunikacji Totalizatora Sportowego.
Termin odbioru wygranej minie więc 21 listopada.
- Po upływie tego terminu grającemu przysługuje prawo do składania roszczeń - wyjaśnia Jarosław Tomaszewski.
Jednocześnie przyznaje, że sporadyczne są przypadki późnego odebrania wysokiej wygranej. Zwykle szczęśliwcy błyskawicznie zgłaszają się oddziałów, by jak sami mówią, upewnić się, że to nie pomyłka lub sen.
Z długim poszukiwaniem zwycięzcy loterii mieliśmy ostatnio do czynienia dwa lata temu. 25 marca 2010 w Tarnowskich Górach ktoś kupił szczęśliwy kupon, na którym aż sześć cyfr było zgodnych z wynikiem losowania Lotto. Zwycięski kupon był warty ponad 10,5 mln złotych. Jarosław Tomaszewski mówi, że nagrody nikt nie odbierał przez ponad miesiąc. Na szczęście gracz w końcu zgłosił się do oddziału Totalizatora Sportowego z kuponem wartym dokładnie 10,637 mln złotych.
- Wszystko dzięki dużej kampanii lokalnej, a także wielkiemu wsparciu mediów - mówi przedstawiciel Totalizatora Sportowego.
Była jednak "szóstka", po którą nikt się nie zgłosił. W Polsce mieliśmy dotąd zaledwie jeden taki przypadek. Przepadła wygrana była niebagatelna i wyniosła 11,8 mln złotych. Szczęśliwy, ale zarazem pechowy los kupiono w Wejherowie 25 grudnia 2008 roku. Jarosław Tomaszewski zwraca uwagę, że "szóstki" nie musiał trafić mieszkaniec tego miasta. To samo dotyczy zwycięzcy z Bolimowa, którego aktualnie poszukujemy.
Jakiś czas temu Internet obiegła informacja, iż nagrody w wysokości 4 milionów złotych nie odebrał mieszkaniec Biłgoraja. Powodem miało być zgubienie szczęśliwego losu. Cała sytuacja miała skończyć się rozpadem małżeństwa zwycięzcy. W rzeczywistości jednak cała ta opowieść okazała się wyssana z palca.
- W Biłgoraju w historii padła tylko jedna "szóstka". Miało to miejsce w 2009 roku, a nagroda wyniosła 6 534 667,40 zł i została odebrana. Nie ma mowy o żadnej nieodebranej wygranej, która rzekomo padła w tym mieście w tym roku - zaznacza Jarosław Tomaszewski.
Jak wynika z informacji przekazanych przez Totalizator Sportowy okres maksymalnego ubiegania się o wypłatę wygranej można wydłużyć nawet do pół roku. Jednak jak pokazuje przypadek z Wejherowa zawsze istnieje ryzyko, że szczęśliwiec nie zgłosi się po swoje miliony. Warto zadać pytanie, co się dzieje z nieodebranymi wygranymi.
- Wracają one do Totalizatora Sportowego, a w konsekwencji do Skarbu Państwa. Jednak naszą troską jest to, by pieniądze te trafiły w możliwie jak największym stopniu do graczy - wyjaśnia Jarosław Tomaszewski. - W zarządzaniu pula nieodebranych wygranych istnieją mechanizmy, które na to pozwalają. Dzieje się tak chociażby w przypadku wygranych gwarantowanych. Najlepszym przykładem jest 2 mln zł gwarantowane w Lotto - dodaje.
Oznacza to nic innego, jak dokładanie pieniędzy do puli zebranej jeszcze przed losowaniem. Jeśli wyniesie ona 1,8 mln zł, to Totalizator Sportowy brakujące środki uzupełnia właśnie z tych nieodebranych pieniędzy.
Za granicą tracą więcej
Również w innych krajach początkowi szczęśliwcy okazują się wielkimi pechowcami, nie realizując zwycięskich losów. W samych Stanach Zjednoczonych nieodebranych pozostaje 2 proc. wygranych. Wiele z nich to nagrody warte dziesiątki milionów dolarów!
Rekordowa nieodebrana wygrana padła w 2011 roku w Georgii. Jeden z uczestników loterii Powerball stracił w ten sposób 77 milionów dolarów, gdyż nie zgłosił się w przewidzianym przez stan terminie 6 miesięcy. W 2002 roku nie odebrano 51,7 milionów dolarów w stanie Indiana, a także 23 milionów dolarów w tym roku w Kalifornii czy 14 mln USD w 2005 w Illinois.
O ile niezgłoszenie się ze szczęśliwym kuponem z powodu niewiedzy o wygranej można zrozumieć, o tyle spóźnienie się z odbiorem ledwie o parę dni musi boleć. W takiej sytuacji znalazł się Clarence Jackson z Connecticut. Chłopak opiekował się chorym ojcem i trzy dni za późno zgłosił się z kuponem na 5,8 milionów dolarów. Cała sprawa miała miejsce w 1996 roku, a jednak wciąż spędza ona sen z powiek tamtejszemu sądownictwu. Chłopak walczy o przegłosowanie przepisów, które umożliwiłyby mu odbiór nagrody. A jest do tego precedens. W 1988 roku nagięto przepisy w Maryland, gdzie tamtejsza legislatura uchwaliła specjalne prawo, które umożliwiło jednej ze zwyciężczyń odebranie nagrody w wysokości 700 tys. dolarów, nawet po tym, jak czas na odbiór tej nagrody minął.
Wprawdzie na odbiór nagrody przewidziano w USA, w zależności od stanu, 3 do 12 miesięcy, wciąż na odbiór czekają takie nagrody, jak 63-milionowa nagroda w loterii Powerball (losowanie 8 czerwca 2012) czy 23 miliony dolarów w loterii SuperLotto Plus (losowanie 30 maja 2012).
Europa Zachodnia także miała swoje wysokie nieodebrane nagrody. W 2005 roku w Wielkiej Brytanii jeden z grających skreślił sześć liczb w głównej loterii kraju (National Lottery) i wygrał 9,5 miliona funtów. Byłyby jego, gdyby... się po nie zgłosił. Po sześciu miesiącach oczekiwania jego nagroda przepadła. To była 24. nagroda w wysokości powyżej 1 miliona funtów, która nie została odebrana, a do dzisiaj również i najwyższa. W tym samym czasie 1,8 tys. graczy zostało milionerami i odebrało swoje pieniądze.
Jak widać, samo skreślenie "szóstki" w totku to nie koniec, a dopiero początek. Nie wolno zgubić kuponu, a po nagrodę trzeba stawić się w terminie. Bo... warto.