Zagłębie jabłek ma problem z wodą. Najgorsza sytuacja w całej Polsce
Powiat grójecki zmaga się z niedoborem wody. Z danych wynika, że brakuje nawet 200 litrów na każdy metr kwadratowy. Problem polega na tym, że jest to zagłębie sadownicze, z którego pochodzi prawie połowa polskich jabłek.
16.08.2024 11:15
Informacje na temat stanu uwilgotnienia środowiska zbiera Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa. Wskaźnikiem, który to określa, jest klimatyczny bilans wodny (KBW). Jest to różnica między opadami a stratami w procesie parowania (ewapotranspiracja).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niedobry wody w centralnej Polsce. Najgorzej w zagłębiu jabłkowym
Na mapach opublikowanych na oficjalnej stronie internetowej państwowego instytutu widać, że najgorsza sytuacja panuje w centralnej Polsce.
Dane za okres czerwiec-sierpień 2024 r. wskazują, że w powiatach grójeckim, rawskim, skierniewickim czy sochaczewskim brakuje nawet 200 litrów wody na każdy metr kwadratowy. W żadnym innym regionie niedobory nie są aż tak duże.
Problem z wodą, choć nie aż tak dużą, mają też mieszkańcy północno-zachodniej części woj. lubelskiego. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w innych regionach. Na niedobory wody nie mogą natomiast narzekać mieszkańcy i rolnicy zachodnich i północnych części Polski.
Dla porównania w analogicznym okresie w roku ubiegłym zagłębie sadów jabłkowych i okolice były oznaczone kolorem zielonym, co oznacza, że niedobory wody sięgały maksymalnie 120 litrów. Wówczas najgorsza sytuacja panowała w woj. wielkopolskim i kujawsko-pomorskim.
Sadownicy z Mazowsza walczą z podstępną chorobą
Jednak niedobory wody to niejedyny problem rolników z zagłębia jabłek. W lipcu 2024 r. informowaliśmy w WP Finanse, że w sadach pod Warką grasuje groźna choroba - zaraza ogniowa. Dotknęła głównie grusze, choć pojawiają się pierwsze sygnały o chorych jabłoniach.
- Ta choroba rozprzestrzenia się w niesamowitym tempie - przekazał nam wówczas Michał Gwara, z gospodarstwa sadowniczego w miejscowości Dębnowola niedaleko Warki (woj. mazowieckie).
W związku z zarazą musiał wyciąć kilka drzew. Jednak jak podkreślił, inna plantacja została tak zaatakowana przez chorobę, że "trzeba było wyciąć wszystko, około 1-1,5 ha".
- W ostatnim czasie mieliśmy sporo opadów gradu i to podnosi ryzyko wystąpienia zarazy ogniowej. Uszkodzenia kory powodowane przez grad otwierają wrota do infekcji. Zwłaszcza jeśli w historii sadu lub jego okolicy choroba występowała w ubiegłych latach, nawet z minimalnym nasileniem - tłumaczył nam Wojciech Kukuła, doradca sadowniczy FruitAkademia.