Trwa ładowanie...

"Kiedyś listonosz to był ktoś, dziś traktuje się nas jak śmieci"

Czy w ogóle możemy powiedzieć coś dobrego o pocztowcach?

"Kiedyś listonosz to był ktoś, dziś traktuje się nas jak śmieci"
d3iv7dx
d3iv7dx
Listonosze i inni pracownicy poczty pracują za grosze i to w trudnych warunkach. Tymczasem interesanci najczęściej ich krytykują - za kolejki, opieszałość, zaginione przesyłki.

Jedna wielka frustracja

Co czwarty listonosz zarabia miesięcznie mniej niż 1,6 tys. zł, wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Sedlak & Sedlak. Zaś 25 proc. najlepiej opłacanych na tym stanowisku zarabia powyżej 2,4 tys. zł. Mediana (wartość środkowa, powyżej i poniżej której znajduje się jednakowa liczba elementów) ich wynagrodzeń wynosi 1870 zł brutto. Najwyższe wynagrodzenia oferowane są zatrudnionym w centralnej części Polski. Zarobki listonoszy oscylują tam na poziomie 2078 zł. Najmniej - 1705 zł - zarabiają pracujący w regionie wschodnim.

Urzędniczka z kilkunastoletnim stażem, która obsługuje klientów przy okienku kasowym ma zaś na ręką niecałe 2 tys. zł. Pracownicy poczty twierdzą, że są niedoceniani, a nawet poniżani przez interesantów. Mówią, że pracują w skrajnie niekomfortowych warunkach. Bardzo często nie są winni za opóźnienia w dostarczeniu przesyłek lub ich zaginięcia. Tymczasem zawsze to oni zbierają krytyczne uwagi.

- Klient zmieszał mnie z błotem, bo nie otrzymał przesyłki. Kupił coś w internecie i jeszcze tego nie otrzymał. Przecież jestem kasjerką, nie odpowiadam za przesyłki. Ale dowiedziałam się, że jestem niekompetentna, głupia, że powinni mnie zwolnić, bo nic nie wiem. Do tego rzucał obelgami na cały urząd. Przynajmniej raz dziennie mam takiego klienta. Nie jestem w stanie już tego słuchać – mówi Anna, od 16 lat jest kasjerką w jednym z warszawskich urzędów.

d3iv7dx

"Wieszają na nas koty, nawet gdy nie jesteśmy winni"

Maria, która zajmuje się przesyłkami twierdzi, że jest coraz gorzej. Więcej osób robi zakupy przez Internet, a liczba pracowników jest taka jak kiedyś.
- Paczki są ciężkie, ale trzeba je przenieść. Od wysiłku boli mnie kręgosłup. Kiedyś nie było tyle paczek, bo nie było Internetu. Ciągle coś ginie. Albo towar niszczy się w paczce. Zdarza się, że nadawca źle wpisze adres, oczywiście na nas wiesza się koty, my dostajemy po głowie, chociaż winny jest nadawca lub jeszcze ktoś inny. Przecież staramy się jak najsumienniej wypełniać obowiązki, staramy się. Ale często słyszymy zarzuty, że to my zniszczyliśmy, zgubiliśmy, że z premedytacją chcieliśmy zaszkodzić interesantowi. Powinni nam płacić za pracę w trudnych warunkach. Nie ma dnia, by ktoś nie przyszedł z pretensjami. Mam wrażenie, że jestem przedstawicielką najbardziej znienawidzonego zawodu – mówi Maria, od 22 lat pracuje w jednym z warszawskich urzędów, przyznaje że ma na rękę 2,2 tys. zł.

Klienci pytani o pocztę, rzadko mówią coś dobrego. Najczęstsze zarzuty? Kolejki, zaginięcia, niemiła obsługa, nieterminowość.

Zszargane nerwy klienta i urzędnika

- Nie otrzymałam pieniędzy, które wysłał mój brat. Miały iść 3 dni, a to już 5 dzień i pieniędzy nie ma. Nie dostałam awiza, dlatego przyszłam się dowiedzieć, może pieniądze są, tylko listonosz nie przyniósł informacji – mówi Helena Dunajska, emerytka z Gdańska.

- Jeszcze się nie zdarzyło, żebym czekał krócej niż kwadrans. Zawsze, gdy przychodzę są kolejki. Niby są numerki, ale zawsze ktoś się wpycha, zawsze jest jakiś problem. Po wyjściu mam zszargane nerwy. Wiem, że to nie wina pracowników, ale systemu. Niemniej często wściekam się na urzędniczki – mówi Oskar Bobek, przedsiębiorca z Warszawy.

d3iv7dx

Kolejki i niemiłe urzędniczki

- Często denerwuję się na poczcie. Chcę szybko coś załatwić, a tu urzędniczka odchodzi od okienka, rozmawia z koleżankami, coś przegląda. Robi wszystko, tylko mnie nie obsługuje - mówi Leokadia Garwolińska, emerytka z Warszawy.

Albo zdarza się, że stoję przed okienkiem, tracę czas, a potem dowiaduję się, że tę usługę wykonują przy innym okienku. I znów muszę stać i tracić czas. Często brakuje informacji, co gdzie można załatwić, a urzędniczki są niemiłe. To chyba jeszcze jakaś pozostałość z komunizmu – dodaje Leokadia Garwolińska.

"Mają listonoszy zlikwidować"

O ile pocztowcy w dużych miastach najczęściej nie cieszą się dobrą opinią, o tyle w małych miasteczkach i na wsiach są oni szanowani. Szczególnie listonosze.

d3iv7dx

- Nie mogę nic złego powiedzieć. Zawsze mam emeryturę na czas. Poza tym listonosz to taki miły człowiek, znam go, lubię z nim porozmawiać. Słyszałam, że mają listonoszy zlikwidować i że każdy ma mieć konto w banku. Nie chcę, bo z listonoszem można pogadać, a z kontem bankowym nie pogadasz – twierdzi Irena Szymanek, emerytka z Sopotu.

Rzeczywiście emerytów czeka zmiana, w rezultacie której będą musieli pożegnać się z listonoszem przynoszącym do domu emeryturę i złożyć konto bankowe. Ma ich do tego przekonać program pilotażowy, prowadzony przez ZUS w Łodzi i Trójmieście. Ministerstwo Finansów wspólnie ze Związkiem Banków Polskich opracowało program rozwoju obrotu bezgotówkowego na lata 2010-13. Pomysł jest jeszcze w trakcie uzgodnień międzyresortowych. Co na to listonosze?

"Kiedyś listonosz to był ktoś"

- Mam na rękę 1,8 tys. zł. Codziennie robię kilkanaście kilometrów na skuterze, a czasem pieszo, również z paczkami. Od kilku miesięcy szukam pracy. Dawno bym to rzucił, gdyby coś lepszego się trafiło. Ciągle słyszę o zmianach, tylko każda kolejna propozycja zmian jest gorsza dla nas listonoszy. Może się przeniosę do firmy kurierskiej. Kiedyś listonosz to był ktoś, teraz traktuje się nas jak śmieci – mówi Tomasz, ma 23 lata, pracuje w Gdańsku.

Krzysztof Winnicki
(toy)

d3iv7dx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3iv7dx