Trudna praca kuriera Uber Eats. Podobno opłaca się tylko zimą
Rozwoziłem jedzenie w Uber Eats. Bez umowy. "Teraz wiem, jak to jest, kiedy szefem jest aplikacja" - czytamy w reportażu "Gazety Wyborczej".
18.02.2019 | aktual.: 19.02.2019 08:57
Na spotkaniu informacyjnym dla przyszłych kurierów można usłyszeć, że to idealna praca dla studentów i freelancerów, którzy mogą sobie pozwolić na elastyczność. Zarobki mają być uzależnione od liczby dostawców. U ust kurierów padają konkrety. Za odebranie z restauracji 5 zł, za każdy kilometr trochę ponad 1 zł, i za wręczenie klientowi ok. 1,5 zł, czytamy w reportażu „Gazety Wyborczej”.
By rozwozić jedzenie rowerem, trzeba prowadzić działalność gospodarczą i płacić podatki. Albo „podpiąć się” (w sensie „zatrudnić się”) do tzw. Partnera Flotowego, czyli podwykonawcy, na którego Uber przerzuca odpowiedzialność za kierowców i dostawców.
Takiego partnera flotowego reporter dziennika znalazł w sieci. Wystarczyła rozmowa przez telefon, by ten przyjął go do pracy. Pracownica Ubera podpięła go pod niego, nie pytając, czy mają jakąś umowę.
Zobacz także: Co dalej z Uberem w Polsce. Minister zdradza, jaka czeka przyszłość czeka firmę
Partner flotowy pobiera jednak opłaty. Reporter na własnej skórze przekonał się jakie. W maju ubiegłego roku "Andrzej" miał poza podatkami chcieć 50 zł tygodniowo. W grudniu - już 100 zł. O umowę jednak nie mógł się jednak doprosić.
Aakash, inny kurier, zdradził, że zarabia 2-3 tys. zł miesięcznie na rękę. Na papierze jest studentem – a przynajmniej za takiego został uznany na podstawie zaproszenia od Wyższej Szkoły Gospodarki Euroregionalnej im. Alcide De Gasperi w Józefowie. Bez wizy studenckiej nie mógłby w Polsce legalnie pracować. Wielu Hindusów ma jednak tylko wizy turystyczne, przez co - jeśli pracują - ryzykują deportację. Uber jednak tym, czy ktoś przebywa w naszym kraju legalnie czy nie, się nie interesuje.
Kolejny rozwoziciel jedzenia - Mateusz - jeździ średnio sześć godzin dziennie. Kiedy zaczynał, ważył 72 kg, po 1200 przejazdach - 65 kg. Mówi, że w tej pracy potrzebne jest szczęście. Czasem na godzinę trafia się jedna dostawa, czasem cztery. Pokazuje swoją fakturę od Ubera za wrzesień: 2,1 tys. zł netto.
Zapytani przez reportera kurierzy mówią jedno: praca w Uber Eats ma sens tylko zimą, gdy jest najtrudniejsza. Wiosną na rynku pojawia się tylu dostawców, że praca przestaje się opłacać. Chętnych i tak nie brakuje. Zwłaszcza wśród Hindusów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl