zakaz handlu(strona 9/14)

- Argument prorodzinny, który był wymieniany przy okazji prac nad ustawą o zakazie handlu, jest chybiony – uważa powiedziała w programie „Money. To się liczy” Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – Pracownicy, którzy dostali wolne niedziele, nie mogą tego czasu spędzić np. korzystając z atrakcji, które oferują centra handlowe. Bo te są zamknięte. A nie ukrywajmy: spędzanie czasu w galeriach handlowych to dla wielu Polaków rozrywka i ważna część życia społecznego. Wychodzenie do kina, na kręgielnię i do innych miejsc, które są powiązane z handlem niedzielnym, są dla ludzi sposobem na spędzanie wolnego czasu. Dlatego słowa premiera, mówiące o tym, że rząd przygląda się skutkom działania ustawy o zakazie handlu, są dla nas nadzieją. Liczymy na to, że przepisy zostaną zliberalizowane.

- Polacy w kwestii zakazu handlu wyrazili się jasno. Nie chcą zakazu, chcą mieć swobodę w robieniu zakupów – powiedziała w programie „Money. To się liczy” Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – A to są nasi klienci, konsumenci. Do tego padają małe sklepy. To nie jest dobry sygnał dla gospodarki, biorąc pod uwagę, że idzie spowolnienie gospodarcze. Skutki zakazu handlu będą zatem jeszcze bardziej odczuwalne. Ustawa weszła w życie w bardzo dobrym czasie dla Polski, gdy mieliśmy hossę, ale ta sytuacja może się diametralnie zmienić. Pamiętajmy o sklepach przygranicznych, do których w niedziele tłumnie zjeżdżali nasi sąsiedzi, korzystając przy okazji z różnych usług: taksówek, hoteli. Nie uda się utrzymać tempa konsumpcji, do którego jesteśmy od miesięcy przyzwyczajeni. A to uderzy w budżet. Twarde dane ekonomiczne powiedzą wszystko o skutkach zakazu handlu, jestem o tym przekonana. Dwie wolne niedziele to kompromis, do którego powinniśmy dążyć.

- Rząd chce mieć wiarygodne dane w zakresie skutków zakazu handlu w niedzielę, dlatego premier mówił o przeglądzie - wyjaśniał w programie "Money. To się liczy" wiceminister rodziny i pracy Stanisław Szwed. Komentując doniesienia Związku Przedsiębiorców i Pracodawców o upadku kilkunastu tysięcy małych sklepów, podkreślił, że według wiedzy resortu przyczyną nie jest ograniczenie handlu w niedzielę, ale ekspansja dużych sieci i dyskontów. Jak mówił, po roku trzeba przejrzeć się skutkom ustawy zarówno dla pracodawców, pracowników i klientów. Pytany o możliwe zmiany, mówił, że w tej chwili nie ma żadnej decyzji. - Scenariusza węgierskiego nie przewidujemy (czyli zniesienia zakazu handlu), ale życie przynosi różne niespodzianki - powiedział.

- Szef "Solidarności" Piotr Duda wtłoczył ludziom do głowy, że ludzie w handlu to są jakieś święte krowy i reszta społeczeństwa ma pracować w niedziele, a oni nie - mówił w programie "Money. To się liczy" Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. - Trzeba zrobić to, co zrobili Węgrzy po roku działania zakazu handlu u nich. Czyli wprowadzić do kodeksu pracy regulację dla pracowników wszystkich branż, że każdy musi mieć w miesiącu wolne dwie niedziele. A handel w niedziele powinien zostać przywrócony - powiedział.

- To nie jest dobra ustawa, powinny być dla pracownika zagwarantowane dwie niedziele wolne. Na podobne rozwiązania zgodziły się organizacje pracodawców. Powinna być dowolność. Jeśli pracownicy chcą, taka możliwość powinna być stworzona - mówił w programie "Money. To się liczy" Jan Guz, przewodniczący OPZZ. Zdaniem szefa porozumienia związków zawodowych przepisy o zakazie handlu w niedzielę niedługo czeka kolejna nowelizacja.

Ustawa, która ma zaostrzyć zakaz handlu w niedzielę, trafiła do Sejmu i cisza. Dlaczego wciąż jej nie wprowadzono? Zdaniem Alfreda Bujary, szefa handlowej Solidarności, to wina lobbingu wielkich sieci handlowych. W programie "Money. To się liczy" pokazał także dowód zaufania, jaki otrzymał od polskich kupców.